2021-03-14 11:48:00

Paweł Jędrzejczyk: W Chinach inwestuje się ogromne pieniądze w piłkę nożną

Paweł Jędrzejczyk przez 1,5 roku pracował w Chinach. (fot. archiwum własne)
Paweł Jędrzejczyk przez 1,5 roku pracował w Chinach. (fot. archiwum własne)
- Pewnego razu pojechałem do szkoły, gdzie miałem poprowadzić trening pokazowy. Cieszyło się to ogromnym zainteresowaniem. Później rozdałem z tysiąc autografów i o mały włos nie zostałem zgnieciony przez tłum napierających dzieciaków - mówi Paweł Jędrzejczyk, który pracował przez 1,5 roku w Chinach jako trener. Przeczytajcie rozmowę, nie tylko o piłce nożnej, przeprowadzoną przez Macieja Decowskiego-Niemca.
 
Paweł Jędrzejczyk to wychowanek Karpat Krosno. Przeszedł tam przez wszystkie szczeble szkolenia od trampkarza do seniora. W pierwszej drużynie zadebiutował mając 16 lat i 9 miesięcy. Następnie przez cztery sezony reprezentował "Biało-niebieskie" barwy. Później przeniósł się do Nafty Jedlicze. Grał również w GKS Krościenko Wyżne Pustyny, Kotwicy Korczyna, Przełęczy Dukla oraz OKS-ie Markiewicza Krosno. W trakcie swojej przygody zrobił kurs trenerski. Następnie prowadził kilka drużyn z okolic Krosna. Aż w końcu w 2018 roku zdecydował się na podróż do Chin. Przeczytajcie o tej niesamowitej przygodzie 33-letniego szkoleniowca.
 
- Paweł, jak to się stało, że trafiłeś do Chin? Od listopada 2018 roku do lutego 2020 pracowałeś tam jako trener.
 
- Zgadza się. Pracowałem w mieście Guiyang znajdującym się w prowincji Kuejczou, jest to południowo-zachodnia część Chin. Ofertę znalazłem na jednej ze stron internetowych. Wysłałem CV, przeszedłem pomyślnie rozmowę kwalifikacyjną. Później musiałem załatwić formalności związane z wyjazdem, a było ich naprawdę sporo. Proces starania się o wizę pracowniczą trwał prawie 3 miesiące. 
 
- Jednak było warto? Czy to póki co przygoda Twojego życia?
 
- Podróż do tego kraju była jedną z lepszych przygód w moim życiu. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś odwiedzić Chiny. 
 
- W jakim klubie rozpocząłeś pracę?
 
- Na początku mojej przygody w Chinach pierwszym klubem dla którego pracowałem było Sino-German FC. Kolejnym moim pracodawcą było Biuro Edukacji Miasta Guiyang (w ramach projektu rządowego) oraz chiński klub Prospect Elite FC. 
 
- W jakich klasach rozgrywkowych występują te ekipy?
 
- Drużyny, które prowadziłem nie rywalizowały w rozgrywkach ligowych. Zamiast tego brały udział w wielu turniejach organizowanych przez tamtejsze federacje, a także rozgrywały mecze kontrolne.
 
- Jaka była tam Twoja rola?
 
- W pierwszym klubie byłem odpowiedzialny za realizacje przyjętego programu szkolenia, prowadzenie treningów oraz obozów treningowych. W nowej pracy zakres moich obowiązków był szerszy, gdyż dodatkowo odpowiadałem za stworzenie i zaimplementowanie szczegółowego programu szkolenia oraz prowadzenie szkoleń dla chińskich trenerów.
 
- Jak ta praca wyglądała?
 
- Harmonogram często się zmieniał. Zazwyczaj pracowałem od poniedziałku do soboty. Dziennie miałem dwa lub trzy treningi. Natomiast w weekend rozgrywane były mecze kontrolne lub turnieje, w których brały udział moje zespoły. 
 
- Czy to prawda, że piłkarze są tam bardzo zdyscyplinowani i zawsze dają z siebie sto procent?
 
- Jeżeli chodzi o podopiecznych z którymi pracowałem to faktycznie muszę stwierdzić, że byli bardzo zdyscyplinowani. Wykazywali się zaangażowaniem i dawali z siebie jak najwięcej podczas treningów. 
 
 
- "Z powodu różnic kulturowych problemy z dotarciem do chińskich zawodników mają czasem trenerzy z zagranicy. Trzeba zacząć myśleć tak jak miejscowi, bo w innym przypadku nie uda się przekonać ich do taktyki i wskazówek. Każdy szkoleniowiec z Zachodu powinien mieć w Chinach lokalnego asystenta, który tłumaczyłby mu, w jaki sposób dotrzeć do piłkarzy". To cytat Macieja Łosia, który również pracował w Chinach. Czy podzielasz jego zdanie?
 
- Zgodzę się na pewno z tym, że asystent, a zarazem tłumacz jest koniecznością, ponieważ bez biegłej znajomości języka chińskiego nie jesteś w stanie porozumieć się z zawodnikami. Posiadałem ten komfort, że do dyspozycji miałem dwóch asystentów, którzy jednocześnie byli moimi tłumaczami.
 
Dzięki ich pomocy nie było problemów z komunikacją oraz przekazywaniem informacji i wskazówek dla zawodników. Co do tego, że trzeba zacząć myśleć jak miejscowi nie zgodziłbym się, gdyż nie miałem problemów by dotrzeć do zawodników. 
 
- Czyli znajomość języka angielskiego w zupełności Ci wystarczyła w pracy? 
 
- Tak, w pracy język angielski w zupełności mi wystarczył. Jednak podczas mojego pobytu nauczyłem się podstawowych zwrotów z języka chińskiego przydatnych w życiu codziennym, a także takich, które mogłem wykorzystać podczas treningów.
 
- Jak było z komunikacja w normalnym życiu?
 
- Poza pracą porozumiewanie się w języku angielskim było trudne, ponieważ mało kto komunikował się w tym języku. Niektóre sytuacje były dość zabawne szczególnie, gdy trzeba było komunikować się za pomocą tłumacza w telefonie w komórkowym, który jak wiadomo nie zawsze poprawnie tłumaczy.
 
- Widziałeś szkolenie w Chinach od środka. Czy Twoim zdaniem reprezentacja tego kraju niedługo stanie się mocna, a Chińczycy częściej będą trafiać do klubów europejskich?
 
- W Chinach w piłkę nożną inwestuje się ogromne pieniądze. Widać to chociażby po boiskach czy stadionach, które powstały i ciągle powstają. Warunki do rozwoju mają naprawdę wyśmienite.
 
- Dlaczego nie ma to przełożenia na wynik?
 
- Myślę, że jednym z głównych problemów jest system edukacji. Dzieci i młodzież po 13. roku życia spędza w szkole po 12 godzin dziennie, co bezpośrednio wpływa na brak możliwości realizowania swoich pasji. Coraz częściej otwierane są szkoły połączone z akademią, ale to jeszcze nie funkcjonuje jak należy. Pomimo ogromnych nakładów finansowych oraz coraz większej liczby trenerów sprowadzanych z Europy czy Ameryki Południowej to uważam, że jeszcze przez długi czas reprezentacja Chin nie będzie odnosiła sukcesów na arenie międzynarodowej. 
 
 
- Czy poza trenowaniem miałeś inne zajęcie? Czy warunki były na tyle dobre, że mogłeś skupić się tylko na pracy w klubie?
 
- Zarobki były bardzo dobre, więc mogłem skupić się tylko i wyłącznie na byciu trenerem oraz pogłębianiu mojej wiedzy.
 
- Coraz więcej znanych trenerów i piłkarzy trafia do Chinese Super League z Europy. Czy miałeś okazję kogoś poznać?
 
- Miałem okazję poznać kilku naprawdę dobrych trenerów. Spotkałem tam dobrze znanego w Polsce z pracy w Wiśle Kraków, Dana Petrescu, obecnego trener reprezentacji Serbii Dragana Stojkovica, a także chińskiego szkoleniowca Mao Chena. Ze znanych piłkarzy poznałem Dusko Tosica, który kiedyś grał m.in. w Werderze Brema oraz Niklicę Jelavica. Ten drugi w przeszłości grał w kilku klubach Premier League.
 
Natomiast przepis, który został wprowadzony przez Chiński Związek Piłki Nożnej tzw. salary cap, czyli limit wynagrodzeń zawodników z pewnością przyczyni się do tego, że będzie trudniej im ściągnąć topowych zawodników.
 
 
- Jak wyglądały te spotkania?
 
- Dana Petrescu poznałem w czasie stażu w klubie Guiyang Henfeng FC. W tym klubie występował również Jelavić. Później Petrescu podał się do dymisji i jego miejsce zajał jego asystent, czyli Mao Chen.
 
Z Chenem miałem częsty kontakt, ponieważ został on dyrektorem klubu Prospect Elite FC w którym pracowałem. Natomiast Stojkovica i Tosica spotkałem podczas meczu Chongqing Lifan z Guangzhou R&F. Jeden z trenerów, który również pracował w Sino-German FC był Serbem i to dzięki niemu udało nam się spotkać i porozmawiać z wyżej wymienionymi osobami. Miałem rówież nadzieję zobaczyć w akcji Adriana Mierzejewskiego, niestety jednak nie był w kadrze meczowej na to spotkanie z powodu kontuzji. 
 
- Ponoć Chinńczyków bardziej interesuje europejska piłka niż ich rodzima liga. Możesz to potwierdzić?
 
- Dokładnie tak. Każdy, kto interesuje się piłką nożną ma swój ulubiony klub w Europie,  któremu kibicuje, ale nie każdy ma swój ulubiony klub w CSL. 
 
- Kto jest najbardziej popularnym sportowcem w Chinach?
 
- Zdecydowanie Wu Lei. Aktualnie gra w drugiej lidze hiszpańskiej. Jest zawodnikiem RCD Espanyol Barcelona. Natomiast z obcokrajowców są to Ronaldo i Messi. Obydwaj cieszą się ogromną popularnością. 
 
- Jak wygląda życie w Chinach?
 
- Chiny to kraj kontrastów. Z jednej strony widać ulice tętniące życiem o każdej porze dnia, luksus i przepych w sklepach czy restauracjach, ekskluzywne samochody i niezliczoną liczbę wieżowców. Z drugiej jednak strony można zobaczyć biedne dzielnice, ludzi ciągnących wózki z kartonami, osoby handlujące różnorakim towarem by zarobić na swoje utrzymanie, czy choćby lokale i budki gastronomiczne w których sanepid z pewnością miałyby co robić. Ruch drogowy jest bardzo chaotyczny i wydają się nie obowiązywać tam żadne przepisy. Przechodząc przez pasy należy zachować szczególną ostrożność. 
 
 
- Czy miałeś czas, aby zwiedzać ten kraj?
 
- Czas na zwiedzanie był i razem z żoną korzystaliśmy z niego, choć na pewno nie zwiedziliśmy kraju w takim stopniu w jakim byśmy chcieli. Mimo, że kultura chińska jak i obyczaje znacznie różnią się od tych europejskich, które znamy to w Chinach bardzo mi się podobało. Niesamowite wrażenie zrobiła na nas architektura jak i to w jaki sposób nieustannie ten kraj się rozwija.
 
Z racji tego, że chińska komunikacja jest bardzo wysoko rozwinięta to odległe tereny nie stanowiły dla nas problemu. Pociągi osiągały prędkość ponad 300 km/h, a do lotniska mieliśmy zaledwie 20 minut metrem. Guiyang był wspaniałym miejscem wypadowym, gdyż mieliśmy blisko do sąsiednich krajów i wysp azjatyckich.
 
- Co zrobiło na Tobie największe wrażenie poza szybkimi pociągami?
 
- Takich rzeczy było naprawdę sporo. Jak już wspomniałem to na pewno architektura, choćby ogromne budynki powstające w bardzo szybkim tempie, które nocą są podświetlane i tworzą niesamowity klimat. Węzeł Qianchun, który jest najbardziej skomplikowaną na świecie siecią autostrad, wyglądem przypomina rollercoster. Dworce kolejowe, które wyglądają bardziej jak ogromne lotniska. Ogromnym udogodnieniem była kompleksowa chińska aplikacja WeChat poprzez którą można załatwić niemal wszystko np. dokonać bezgotówkowego zakupu w sklepie, wynająć mieszkanie, zamówić jedzenie, kupić bilety na pociąg czy samolot i zamówić taksówkę, a to tylko nieliczne funkcje z dostępnych możliwości.
 
 
- Jak oceniasz Chińczyków? Dostrzegasz ogromne różnice kulturowe pomiędzy nimi a Europejczykami? 
 
- Mieszkańcy Chin są bardzo radośni. Chętnie wychodzą na ulice, by wspólnie tańczyć, śpiewać, uprawiać sporty,  grać w karty,  jeść czy robić zakupy. W stosunku do mnie Chińczycy byli bardzo pomocni i przyjaźni, poznałem kilku wspaniałych ludzi z którymi kontakt mam po dzień dzisiejszy, choć wiadomo tak jak i wszędzie znajdą się ludzie którzy nie do końca mają dobre intencje i chcą Cię wykorzystać lub oszukać. Takich ludzi również spotkałem na swojej drodze.
 
- Co jeszcze mógłbyś powiedzieć o Chińczykach?
 
- Na pewno to, że często nie potrafią udzielić jednoznacznej odpowiedzi, zamiast tego odpowiadają wymijająco i owijają w bawełnę (śmiech). Z pewnością też punktualność nie jest najmocniejszą stroną wschodniej kultury. Chińczyków zapamiętam jednak jako bardzo gościnnych i rozrywkowych ludzi. Praktycznie codziennie wieczorami przebywaliśmy w restauracjach konsumując lokalne przysmaki.
 
- Smakowało?
 
- Bardzo! Choć tęskniliśmy za polskim pieczywem, serem czy wędlinami, które są rzadko dostępne i są mało znanymi produktami w Chinach. Chińczycy wszystkie posiłki spożywają na ciepło, ich tradycyjne śniadanie to rosół z mięsem, warzywami, makaronem i jajkiem na twardo. Bardzo często w przypadku dolegliwości żołądkowych piją gorącą wodę, która podawana jest do posiłków w celu usprawnienia procesów trawiennych.
 
- Coś jeszcze rzuciło Ci się w oczy?
 
- Na pewno to, że ogromną rolę w wychowaniu dzieci odgrywają dziadkowie, zajmujący się wnukami i domem. Natomiast zadaniem młodych rodziców jest zapewnienie środków na utrzymanie całej rodziny.
 
- Czy poznałeś w czasie swojego pobytu innych Polaków?
 
- Tak, w klubie w którym pracowałem Sino-German FC oprócz mnie pracowało pięciu Polaków. Także fajnie było w obcym kraju słyszeć i porozumiewać się w języku ojczystym oraz wymieniać się doświadczeniami. Do dnia dzisiejszego utrzymujemy ze sobą kontakt. 
 
- Opowiedz jakieś ciekawe anegdoty związane z tym wyjazdem.
 
- Tych anegdot jest naprawdę sporo. Pierwsza wydarzyła się już na samym początku, podczas lotu na trasie Warszawa-Amsterdam-Seul-Guiyang. Podróż łącznie trwała trzydzieści dwie godziny. Po przylocie mieliśmy bardzo nieprzyjemną niespodziankę.
 
- Co się stało?
 
- Późną nocą lokalnego czasu dotarliśmy na lotnisko w Guiyang. Po przejściu odprawy udaliśmy się po bagaże. Niestety nie znaleźliśmy naszych bagaży na taśmie i zaczynaliśmy się niepokoić. Po chwili podszedł do nas pracownik lotniska, który poinformował nas, że nasze bagaże zostały w Amsterdamie. Za bramkami czekali na nas chińscy przedstawiciele klubu, którzy przyjechali nas odebrać. Jakieś dwie minuty po wyjściu z budynku lotniska, osoba będąca z nami dostała telefon, że jeden z bagaży się odnalazł. Miałem nadzieję, że to bagaż mojej żony... i całe szczęście tak się stało (śmiech).
 
Mój bagaż został mi dostarczony po tygodniu. Na mieszkanie dotarliśmy około 2 w nocy. Pierwsza noc okazała się być bardzo krótka, ponieważ o godzinie 5:30 obudził nas straszny huk dobiegający z ulicy. Wydawało nam się, że otworzyli jakiś targ, jednak po spojrzeniu przez okno okazało się, że była to poranna gimnastyka dla około tysiąca uczniów liceum (śmiech).
 
- To to rzeczywiście nieciekawy początek przygody z Chinami...
 
- Kolejną ciekawostką jest ilość godzin jaką uczniowie liceum spędzali w szkole. Zajęcia zaczynali od godziny 6.00, a kończyli o 22.30 z przerwami na posiłki w szkolnej kantynie i dwugodzinną drzemką w akademiku, gdzie wszyscy uczniowie są zameldowani na terenie szkoły. Pierwszy trening również okazał się ciekawym, a zarazem bardzo szokującym doświadczeniem.
 
- Jak wyglądały te pierwsze zajęcia?
 
- Miałem trening z grupą chłopaków 16 i 17 letnich. Było ich aż trzydziestu dziewięciu, a więc to była ogromna grupa. Natomist do dyspozycji była połowa pełnowymiarowego boiska, gdyż na drugiej połowie trening miała inna grupa....
 
- To pokazuje, że Chinczyków jest naprawdę dużo (śmiech)
 
- To prawda. Pewnego razu pojechałem do szkoły, gdzie miałem poprowadzić trening pokazowy dla dzieci ze szkoły podstawowej. Te zajęcia cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Poźniej rozdałem chyba z tysiąc autografów i o mały włos nie zostałem zgnieciony przez tłum napierających dzieciaków...
 
 
- A jak w Chinach z gościnnością?
 
- Podczas wizyty w salonie fryzjerskim zostałem zaproszony do wspólnego posiłku przy dużym stole, gdzie zasiadło dziesięć osób. Z kolei w osiedlowym sklepie spożywczym sprzedawca częstował mnie papierosami, ale grzecznie mu odmówiłem, bo nie pale papierosów. Z racji tego, że nie poczęstowałem się to zaprosił mnie na zaplecze do stołu na posiłek z jego rodziną (śmiech).
 
Ponadto wyjścia moje i żony kończyły się zdjęciami i rozdawaniem autografów na ulicy. Szczególnie moja żona cieszyła się dużym zainteresowaniem, każdy zachwalał jej urodę i zachwycał się blond włosami. 
 
- No właśnie, pojechałeś tam razem z żoną. Czy to ułatwiło aklimatyzację?
 
- Oczywiście znacznie pomogło mi to w aklimatyzacji w nowym kraju. Najważniejszą osobę miałem przy swoim boku. Byliśmy wtedy trochę ponad rok po ślubie, więc wspólny wyjazd był jedyną opcją, nie braliśmy nawet pod uwagę tak długiej rozłąki.
 
- Czym się zajmowała kiedy Ty pracowałeś?
 
- Żona chętnie uczestniczyła w treningach czy obozach treningowych, pomagała mi, spisywała raporty. W wolnym czasie z racji tego, że oboje lubimy podróżować i poznawać nowe miejsca oddawaliśmy się tej pasji. 
 
- W lutym 2020 roku wróciłeś do Polski. Dlaczego?
 
- Na taką decyzje złożyło się kilka czynników. Jednym z powodów była panująca pandemia koronawirusa i związana z tym obawa o nasze zdrowie, było to coś nowego i nie wiedzieliśmy jak groźny jest ten wirus, a media tylko potęgowały nasz strach.
 
Kolejnym powodem była konieczność wyrobienia nowych wiz. W tym celu mieliśmy udać się do Makau, jednak po paru dniach władze zamknęły granice. W normalnych okolicznościach lot z Guiyang do Makau trwa około 2 godzin, jednak z powodu wprowadzonych restrykcji i związanych z tym niedogodnościami podróż miałaby trwać... 42 godziny.
 
- No właśnie. Jak pandemia wyglądała w Chinach?
 
- W zasadzie to o pierwszych przypadkach dowiedzieliśmy się w połowie stycznia 2020 przed Chińskimi Nowym Rokiem, czyli największą migracją ludności na świecie. Od tego momentu zarażonych przybywało każdego dnia. Po sieci krążyły filmiki, które działały na podświadomość i potęgowały strach przed wirusem. Bardzo szybko wprowadzono restrykcje, które uniemożliwiły normalne funkcjonowanie. Treningi i obozy zaplanowane na okres ferii zostały odwołane. Galerie handlowe i większość sklepów zostały zamknięte.
 
Osiedle na którym mieszkaliśmy było strzeżone, możliwe było opuszczenie terenu osiedla raz na trzy dni po dokonanie najpilniejszych potrzeb typu zakup żywności. W każdym sklepie spożywczym dokonywano pomiaru temperatury ciała. U nas w prowincji sytuacja nie była zła, ale miasto Wuhan w którym wybuchła pandemia było odcięte od świata i ludzie w amoku starali się opuścić ten region przed całkowitym lockdownem.
 
- Czy spodziewałeś się, że kilka tygodni po Twoim powrocie wszystko w Europie również będzie pozamykane?
 
- Oczywiście, że nie spodziewałem się sytuacji, która obecnie panuje. Nawet w najczarniejszym scenariuszu, nie zakładałem, że tak to się rozwinie. W połowie lutego 2020 wróciliśmy do Polski. Przed wylotem w krajowych wiadomościach mówiło się o przeprowadzanych kontrolach osób przybywających z Chin. Jednak muszę stwierdzić, że jest to nieprawda, żadnych takich czynności nie przeprowadzano. 
 
- Co sądzisz o obecnie panującej pandemii na świecie? 
 
- Wolałbym się nie wypowiadać na ten temat... 
 
- Przechorowałeś COVID-19 lub ktoś z Twojego otoczenia? Co myślisz o restrykcjach, które mamy w związku z tą chorobą?
 
- Nie chorowałem i osobiście nie znam nikogo kto był chory. Co do restrykcji to moim zdaniem zdecydowanie są przesadzone.
 
- Czy dziś z perspektywy czasu zrobiłbyś coś inaczej w czasie tego 1,5 roku?
 
- Na pewno poleciałbym do Makau pomimo restrykcji z tym związanych i tam wyrobił wizę, tym samym zostając w Chinach. Biorąc pod uwagę oficjalne statystyki związane z zachorowalnością na COViD-19 to wpadłem "z deszczu pod rynnę" wracając do Polski.
 
- Czy myślisz, że doświadczenie zebrane w Chinach zaprocentuje?
 
- Oczywiście, że tak. Jest to bardzo cenne doświadczenie, które pozwoliło mi rozwinąć się zarówno w sferze osobistej jak i zawodowej. Uważam, że Chiny to kraj niesamowitych możliwości.
 
 
- Czym się aktualnie zajmujesz?
 
- Niestety pandemia przyczyniła się do przerwy w dalszym rozwoju mojej kariery trenerskiej. Co prawda miałem kilka ofert prowadzenia drużyn seniorów, ale odrzuciłem je, gdyż cały czas miałem nadzieję, że uda mi się wrócić do Chin. Oprócz tego byłem bliski wyjazdu do zagranicznej akademii piłkarskiej, ale wprowadzone restrykcje mi to uniemożliwiły.
 
Obecnie pracuje jako kontroler jakości specjalizujący się w badaniach ultradźwiękowych. Biorę udział w projekcie inwestycyjnym budowy gazociągu Polska-Litwa, więc większość mojego czasu przebywam w Suwałkach. 
 
- Czyli niestety nic związanego z piłką... Dlaczego zdecydowałeś się na taką pracę?
 
- Pracowałem już kiedyś w tej branży i mam w niej doświadczenie, pojawiła się taka możliwość, więc z niej skorzystałem.
 
- Planujesz powrót do zawodu trenera?
 
- Tak na pewno prędzej czy później to nastąpi. Od najmłodszych lat piłka nożna była obecna w moim życiu i na dłuższą metę ciężko mi wyobrazić sobie życie bez niej.
 
- Śledzisz CSL?
 
- Będąc w Chinach śledziłem rozgrywki CSL, natomiast od momentu powrotu do Polski przestałem je obserwować.
 
Kontaktujesz się z kimś z klubu w którym pracowałeś i jest nadzieja, że jeszcze tam wrócisz?
 
- Jestem w stałym kontakcie z osobami z klubu od czasu do czasu dzwonimy do siebie. Przysłowie mówi, że "nadzieja umiera ostatnia", ale na chwilę obecną powrót do Chin jest praktycznie niemożliwy.
 
 
- Zaczynasz się rozglądać za pracą w Polsce lub w innym kraju europejskim?
 
- Cały czas obserwuje rynek pracy w Polsce i innych krajach europejskich, ale także biorę pod uwagę inne części świata.
 
- Wiele osób boi się podejmować wyzwań. Jak u Ciebie wyglądała sytuacja zanim zdecydowałeś się na pracę w Chinach? I co możesz powiedzieć osobom, które rezygnują z realizacji marzeń, bo trzyma ich aktualna praca albo inne obowiązki w kraju?
 
- Przed wyjazdem do Chin było mnóstwo pytań, wątpliwości i obaw... jednak mimo tego była to najlepsza decyzja jaką podjąłem. Dzięki temu przeżyłem wyjątkową przygodę, którą mogę określić przygodą życia, choć mam nadzieję, że te które jeszcze są przede mną będą nie mniej ekscytujące. Moim zdaniem sytuacje w których jesteśmy zmuszeni wyjść ze swojej strefy komfortu kształtują nasz charakter i osobowość oraz motywują do działania, dlatego warto podejmować trudne wybory i podążać za swoimi marzeniami.
 
- Czy spodziewałeś się kiedykolwiek, że rozpoczynając kurs trenerski dane będzie Ci przez 1,5 roku mieszkać w zupełnie obcym kraju i móc poznać inne kultury. Czy można powiedzieć, że piłka nożna to najpiękniejszy sport na świecie? Wszak, pozwala przeżyć takie przygody jak Twoja...
 
- Od momentu, kiedy zacząłem pracę jako trener piłki nożnej to w głębi duszy marzyłem o pracy za granicą, więc to marzenie udało się zrealizować. Zdecydowanie zgadzam się z twierdzeniem, że piłka nożna to najpiękniejszy sport na świecie. To dzięki niej przeżyłem niezapomniane chwile i poznałem wiele wspaniałych osób.
 
Rozmawiał Maciej Decowski-Niemiec
 

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 6

Rozwiąż działanie =

Julia 2021-03-14 16:00:40

Świetny wywiad i lektura na niedzielne popołudnie. :)

~anonim 2021-03-14 17:19:36

poleciał bo znał język. Tyle w temacie. Gdyby był kozakiem to dawno by już po powrocie coś prowadził a tak d****a bo może do warunków płacowych w innych ramach się przezwyczaił a tu go nikt nie chce

Pan Zdziś 2021-03-14 17:59:09

Dawać go do Dumy Rzeszowa, może się przydać z tym azjatyckim doświadczeniem.

~anonim 2021-03-14 19:58:42

Nie jest napisane , że znał język chiński osiołku.

~anonim 2021-03-14 21:54:06

baranie ! angielski

szkoda 2021-03-15 12:24:32

Całkiem inna kultura, która przetrwa i pokona upadającą i pogrążoną w kapitalistycznej gonitwie szczurów Europie. Tu nie ma emerytur, za to młodzi utrzymują wielopokoleniowe emerytury, za to starsi swoją wiedzą i doświadczeniem uczą młodzież. Pokolenia są ciągłe i służą ekspansji cywilizacji Chin. Pokolenia w Europie są porozbijane i skłócone, każdy na swoim, dlatego łatwiej nimi manipulować.

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij