Fot. Monika Pliś.
Steam Hemarpol Politechnika Częstochowa musiał uznać wyższość Asseco Resovii w 11. kolejce PlusLigi. Spotkanie ocenił dla nas Patrik Indra, atakujący częstochowian.
Za Wami cztery sety, z czego dwa bardzo dobre, wyrównane, ale jednak do szczęścia nieco zabrakło. Czego takiego, Pana zdaniem?
Myślę, że mieliśmy dobry początek tego meczu, tak do 10-10. Graliśmy na bardzo dobrym poziomie. Potem nasza gra się załamała, jak zawsze. Popełniliśmy jeden banalny błąd i wpadliśmy w dołek. Teraz, patrząc już nieco spokojniej na to spotkanie, to jednak nie mieliśmy większej szansy na punkty.
Przyznam również, że Asseco Resovia bardzo dobrze zagrywała, choć i my kilkukrotnie "szarpnęliśmy" w obronie.
Co się takiego stało, że nie przypominacie zespołu, którym byliście w ubiegłym sezonie?
Każdy zadaje to pytanie i szczerze mówiąc- nie mogę na nie odpowiedzieć. Naprawdę, nasza gra na treningu wygląda dobrze. Potem jednak nie możemy tego przełożyć na mecz. Brakuje nam pewności siebie, żeby wyjść na parkiet i iść po zwycięstwo.
Niemniej pod wodzą Ljubomira Travicy jest jednak inaczej, prawda?
Tak, na pewno przez ostatnie dwa tygodnie nasza gra wygląda lepiej. Tylko musimy to powtórzyć w meczu i zrobić punkty. Jak złapiemy pewność siebie, to wszystko pójdzie do góry.
A czy to nie jest też tak, że trochę te mistrzostwa świata, w których brał pan udział, że mają wpływ na postawę na parkiecie?
Nie, nie. Myślę, że wszystkie drużyny mają kogoś, kto zagrał na mistrzostwach. To jest normalnie. Nie, w ogóle nie czuję, żebym był zmęczony czy coś takiego. Potrzebujemy także pewnego rodzaju chemii boiskowej.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Co Patrik Indra chciałby dostać pod choinkę zarówno dla siebie jak i co podarowałby Pan drużynie?
Dla siebie i dla mojej rodziny- tylko zdrowia. Nic więcej nie potrzebuję, żeby spędzić czas na święta z rodziną. To są takie moje marzenia.
Dla drużyny, żeby jeszcze wygrać dwa mecze przed świętami oraz to, by po nowym roku wychodzić na boisko- wygrywać i zdobywać punkty.