Wisła Kraków potwierdziła swoją siłę na własnym stadionie, pokonując Stal Rzeszów 2:1. Choć „Biała Gwiazda” była zdecydowanym faworytem, rzeszowianie zaprezentowali się z bardzo dobrej strony i mogą żałować niewykorzystanych okazji – szczególnie podwójnego rzutu karnego, który mógł odmienić losy meczu.
Spotkanie znakomicie rozpoczęli gospodarze. Już w 3. minucie Julius Ertlthaler precyzyjnym strzałem otworzył wynik spotkania, wprawiając w euforię trybuny przy Reymonta. Stal szybko odpowiedziała groźnymi akcjami, jednak brakowało jej skuteczności. W pierwszej połowie Wisła dominowała w posiadaniu piłki, ale nie potrafiła podwyższyć prowadzenia – czujny w bramce gości był młody Svyatoslav Vanivskyi.
Po przerwie gra nabrała rumieńców. Rzeszowianie odważnie ruszyli do ataku i w 58. minucie mieli ogromną szansę na wyrównanie. Jonathan Júnior nie wykorzystał rzutu karnego, a po interwencji VAR sędzia zarządził powtórkę – tym razem do piłki podszedł Sebastien Thill, który jednak poślizgnął się przy strzale i posłał piłkę wysoko nad bramką.
Niewykorzystane okazje zemściły się błyskawicznie. W 69. minucie Ángel Rodado pięknym uderzeniem zza pola karnego podwyższył prowadzenie na 2:0. Stal nie złożyła jednak broni – Seif Darwish już sześć minut po wejściu na murawę zdobył gola kontaktowego po świetnym podaniu Thilla.
"Mogliśmy urwać chociaż jeden punkt. Nawet nie wiem, czy nie trzy"