Krzysztof Sobieraj nie będzie pracował w PGE FKS Stali Mielec. (fot. Arka Gdynia)
Dużo dzieje się ostatnio w PGE FKS Stali Mielec. Niedoszły drugi trener mieleckiej drużyny Krzysztof Sobieraj w dość kontrowersyjny sposób rozstał się z klubem... zanim tak naprawdę zdążył rozpocząć pracę. Szkoleniowiec zapowiada skierowanie sprawy do sądu.
Przypomnijmy. Krzysztof Sobieraj nie zastąpi duetu Damian Skiba - Daniel Wojtasz i nie będzie nowym asystentem Leszka Ojrzyńskiego w PGE FKS Stali Mielec, choć pojawił się już w Mielcu i zdążył nawet poprowadzić trening.
Prezes podkarpackiego klubu Jacek Klimek w rozmowie z TVP Sport stwierdził, że do podpisania umowy nie doszło... przez przeszłość trenera Krzysztofa Sobieraja, który przed laty karany był za korupcję. Chodzi o mecz Arki Gdynia z 2004 roku podczas, którego miało dojść do przekupienia sędziego. Pięć lat później Krzysztof Sobieraj został skazany przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Prezes: Chcemy prowadzić klub przejrzyście
- Główna przyczyna jest taka, że pan Sobieraj uczestniczył w piłkarskiej aferze korupcyjnej. Oczywiście, nie działo się to wczoraj, a parę lat temu, ale chcemy prowadzić klub w pełni przejrzyście. W Stali Mielec nie będzie nigdy miejsca dla tego typu zachowań - powiedział prezes Jacek Klimek cytowany przez TVP Sport.
- Wizerunkowo absolutnie nie mogliśmy pozwolić sobie na taki ruch. Nie ukrywam, że jesteśmy zdziwieni zachowaniem trenera Ojrzyńskiego, który nie poinformował nas o przeszłości pana Sobieraja, a potem próbował bagatelizować tę sprawę. Gdy sami to sprawdziliśmy, decyzja mogła być tylko jedna. Na to nie mogliśmy się zgodzić.
O sprawie udało nam się porozmawiać zarówno z prezesem Jackiem Klimkiem, który twierdzi, że
nie było umowy z Krzysztofem Sobierajem, jak i z samym szkoleniowcem, który sprawę widzi zupełnie inaczej.
Trener: To nieuzasadniony atak na moją osobę
- Wersja wydarzeń przedstawiana przez prezesa Klimka była już kilkukrotnie zmieniana, więc pozwolę sobie odnieść się do całej sprawy - powiedział nam Krzysztof Sobieraj, który nie ukrywał wzburzenia zaistniała sytuacją.
- Po pierwsze pragnę zaznaczyć, że we wczorajszej rozmowie z moim pełnomocnikiem prezes twierdził, że sprawa mojego skazania nie miałą wpływu na moje zatrudnienie w Stali Mielec. Po drugie wyrok, który miał miejsce ponad 13 lat temu uległ już zatarciu, posiadam zaświadczenie o niekaralności i od dawna jestem uważany za osobę niekaraną - dodał Krzysztof Sobieraj.
- Od tego czasu byłem zatrudniany w wielu klubach i jako piłkarz i jako trener i nigdy nie miałem żadnych przeszkód czy komplikacji. Tego rodzaju dygresje są wymówką ze strony prezesa. Uważam, że mocno mnie to dyskryminuje i jest to nieuprawniony atak na moją osobę.
Trener Sobieraj kilkukrotnie podkreślał, że odpokutował już swoje za błędy młodości i obecnie jest osobą niekaraną.
- Osoba z wyrokiem zatartym powinna być traktowana jaka osoba niekarana i fakt skazania nie może rodzić dla skazanego negatywnych konsekwencji, ponieważ został mu przywrócony status osoby niekaranej - cytował kodeks karny Krzysztof Sobieraj.
Prezes: Ja z panem Sobierajem nie negocjowałem
W rozmowe z TVP Sport Jacek Klimek otwarcie przyznał, że nie prowadził rozmów z trenerem Krzysztofem Sobierajem.
- Trener powiedział nam, że szuka asystenta, wymienił dwa nazwiska i zaczęliśmy brać je pod uwagę. Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko, ale ja z panem Sobierajem nie negocjowałem. Nie rozmawialiśmy na temat kontraktu i na pewno nic nie podpisał. Teraz mówi, że został wystawiony, ale pretensje może mieć tylko do trenera Ojrzyńskiego - powiedział Jacek Klimek.
- We wtorek rano po raz pierwszy rozmawiałem z panem Sobierajem. Zadzwonił do mnie, a ja bardzo skrupulatnie wyjaśniłem mu, dlaczego nie będzie pracował w Stali. Muszę przyznać, że postąpił bardzo odważnie wybierając się na trening bez umowy. Przecież nie miał ubezpieczenia, a mógłby np. doznać kontuzji. Po dalsze wyjaśnienia odesłałem go do trenera Ojrzyńskiego. Niech we własnym gronie rozstrzygną kto miał rację.
Trener: Posiadam dowody na to, że negocjacje miały miejsce
I znowu całą sprawę inaczej widzi niedoszły trener mieleckiej drużyny Krzysztof Sobieraj. Co do swoich racji wydaje się być dość mocno przekonany.
- To jest ze strony prezesa Klimka obłuda totalna. W poniedziałek się z nim witałem. Mam również na to świadków w postaci piłkarzy Stali Mielec. Wszyscy powiedzą, że był w klubie. To jest najgorsze w tym wszystkim. Po tym, co czytam to mam totalny brak szacunku dla tego człowieka. Czuję się wprowadzony w błąd. Nie mogę tego pojąć o czym on w ogóle mówi - powiedział zbulwersowany Krzysztof Sobieraj.
- Posiadam dowody na to, że negocjacje miały miejsce. Zakończyły się one pozytywnie dla mnie w sobotę. W poniedziałek dotarłem do Mielca, zostałem przedstawiony drużynie, poprowadziłem trening, pojechałem z drużyną na zgrupowanie - wyliczał Sobieraj.
- No, ludzie! Przecież to jest jakieś nieporozumiem to, co się wyprawia. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z zewnątrz mógł wejść i prowadzić zajęcia, być przedstawiony jako drugi trener, a później usłyszeć, że nie ma umowy. To jest skandal.
Krzysztof Sobieraj twierdzi, że był dogadany z mieleckim klubem. Wprawdzie nie na papierze, ale ustna umowa też jest przecież ważna w świetle prawa. - Mieliśmy ustne porozumienie. Prezes stawia sprawę w ten sposób, że liczy się tylko podpis na umowie, ale uważam, że jest w błędzie bo umowa ustna również jest wiążąca - dodał Sobieraj.
- Wszystkie fakty przemawiają za tym, że ja mówię prawdę skoro ktoś mnie dopuścił do zespołu. Przecież nie przyjechałbym z drugiego końca Polski, gdybym nie był dogadany z klubem z Mielca.
Sprawa najprawdopodobniej skończy się w sądzie
Co tak naprawdę wydarzyło się od soboty - kiedy to obydwie strony dogadały się, co do współpracy - do poniedziałku, kiedy temat ostatecznie upadł? Tego tylko możemy się domyślać.
- Nie wiem co się zmieniło, w sobotę się dogadałem, miałem czas żeby wszystko poukładać na miejscu, w poniedziałek dojechałem na godz. 16 na zajęcia z zespołem. Wprawdzie dotarłem pod koniec i nie było czasu na podpisanie kontraktu od razu i może to był błąd, ale ja uważam, że słowa należy dotrzymywać i dlatego będę walczył o swoje dobre imię. Bo trzeba siebie szanować i każdy powinien ponosić odpowiedzialność za swoje czyny - powiedział Krzysztof Sobieraj.
- Dziś się dowiedziałem także, że ktoś prześledził mój profil na Facebooku i zauważył, że tam negowałem jedną z partii politycznych, że możliwe, że to miało znaczenie. To jest po prostu jakiś żart, że mieszamy politykę do sportu.
Trener Krzysztof Sobieraj zarzeka się, że nie powiedział w tej sprawie jeszcze ostatniego słowa i zamierza wstąpić na drogę sądową.
- Ja tej sprawy tak nie zostawię, moi prawnicy działają i na pewno sprawa zostanie skierowana do sądu. Niech sąd zdecyduje. Dla mnie jest to po prostu skandal i brak szacunku do zawodu trenera. W taki sposób ośmieszamy polską piłkę - zakończył trener.