- Trudno było podjąć decyzję o tym, że wracacie do gry?
- Kilku chłopaków się wahało, ale ja zaraz po świętach zapowiedziałem, że wracam. I że grać będę choćby w dziewięciu! Jestem przekonany, że chcieliby tego nasi zmarli koledzy. Robimy to dla nich, jesteśmy im to winni.
- Kadra jest wąska, ciężko myśleć o utrzymaniu...
- W sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, wyniki schodzą na dalszy plan. Ale Rafał Pydych i Kamil Oślizło, których znałem najlepiej, nigdy nie odpuszczali, więc i my będziemy walczyć. Wydaje mi się, że udźwigniemy ciężar i poradzimy sobie ze stresem. Obiecać mogę jedno: nogi nie cofniemy!
- Świetnie wywiązuje się pan z roli kapitana. Mam wrażenie, że jest pan największym twardzielem. Facetem, który wspiera całą grupę.
- Staram się, rozmawiam z naszą młodzieżą, ale ja też bardzo przeżyłem śmierć chłopaków. Kamila Oślizłę traktowałem jak brata... Jednak ktoś musi pociągnąć ten wózek, dać impuls.
- Wie pan jaki jest stan zdrowia Krystiana Pydycha?
- W sobotę dostaliśmy esemesa, że jest lepiej. Głęboko wierzymy, że Krystek wyjdzie z tego. Bardzo współczujemy też Kamilowi Hulowi. Będziemy go wspierać, bo przecież w niczym nie zawinił. To był nieszczęśliwy wypadek. Każdy z chłopaków mógł się znaleźć na jego miejscu, prowadzili tego busa na zmianę.
- W sobotę mecz z Polonią Przemyśl. Toczony będzie w wyjątkowej atmosferze.
- Łatwo nie będzie. Czasu jednak nie cofniemy, więc trzeba zrobić wszystko, by wygrać. To jest możliwe, wciąż mamy ludzi potrafiących dobrze kopać piłkę.