2021-02-08 12:57:00

Nie przegapiłem wielkiego mistrza

fot. własne
fot. własne
Był 1983 rok. Lato. Nie pomnę, jaki dzień. Wiem, że pochmurny, dżdżysty. Mieszkałem na przemyskim Kazanowie i poszedłem, jak to się mówiło, na miasto. Celem była ulica Manifestu Lipcowego (dziś Wybrzeże Piłsudskiego). Dotarłem na miejsce i stanąłem naprzeciw dawnego EMPiK-u, blisko zakrętu na most główny (dziś Orląt Przemyskich). Dlaczego tam? Główkowałem tak, jeśli mam GO jakimś cudem zauważyć, to będzie łatwiej, gdy wszyscy zwolnią na moment.
 
Nie byłem sam. Mimo paskudnej pogody, po obu stronach ulicy ustawiło się kilkaset osób. Z czasem z mżawki zrobił się deszcz, więc stanąłem pod przydrożną topolą. „Parasol” z liści szybko przemókł, więc i moje ubranie zaczęło przemakać. Miałem to daleko gdzieś. Przejmowałem się tylko tym, czy GO nie przegapię.
 
Czas mijał, nic się nie działo, aż tu nagle na horyzoncie ktoś się pojawił. Okazało się, że to harcownik, uciekinier. Był wykończony, dyszał jak lokomotywa, ale walczył o każdy metr i zebrał wiele braw. Po chwili w tłumie kibiców zapanowało poruszenie. Nie mogło być inaczej, na końcu ulicy pojawił się peleton, tęczowy, jak się wtedy mówiło (wyraz ten nie budził w owych czasach kontrowersji). Wiedziałem, że będę miał tylko kilka sekund. I albo GO wyłowię wzrokiem z tłumu, albo wrócę do domu z nosem na kwintę.
 
Zesztywniałem, z całych sił wytężyłem wzrok i kiedy chmara kolarzy sunęła mi przed oczami, działałem, jak w transie. Mierzejewski, jest, Krawczyk, jest. Dojrzałem jeszcze jedną czy dwie znane sylwetki i w końcu GO zauważyłem. Jechał spokojnie, w środku stawki. Głowy nie dam, ale wydaje mi się, że miał na sobie białą koszulkę z jakimś czerwonym emblematem. Wszystko trwało moment, sekundy z ułamkami. Pamiętam, jak skręcał na most. Za chwilę zniknął mi z oczu.
 
Byłem zachwycony, byłem przejęty (i... przemoknięty do suchej nitki). A jaki miałem być? Miałem 12 lat. Polscy kolarze na początku lat 80-tych cieniowali, a od ojca ciągle słyszałem, że dekadę wcześniej bawili się z zagranicznymi rywalami w kotka i myszkę. I oto przez kilka sekund patrzyłem na pierwszą gwiazdę tamtego Dream Teamu. Widziałem GO po raz pierwszy. Drugiego razu nie będzie. W sobotę w Wierzchowicach odbędzie się pogrzeb Ryszarda Szurkowskiego, najlepszego zawodnika w historii polskiego kolarstwa.
 
Tomasz Ryzner
 
*Powyższy tekst dotyczy wyścigu Tour de Pologne. Dla Ryszarda Szurkowskiego był to piąty i ostatni start w tej imprezie. Rok później zakończył karierę.

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 3

Rozwiąż działanie =

Piotrek Misztal 2021-02-08 22:20:00

Super że wróciłeś Tom. Jak ruszy piwny biznes zapraszam do Kufelka:) Na pohybel nowiniarzom

Na pełnej czajce 2021-02-09 22:54:26

Tomaszku a czy czasem wWelki Mistrz to nie był Ulrich Von Jungingen? Jak tam z historią w przemyskiem było?

Jerzy Kibic 2021-02-10 11:09:50

Lubię poczytać redaktora Ryznera, szkoda, że już go nie ma w Nowinach. I szkoda, że wpadł z deszczu pod rynnę, bo ten portal jest beznadziejny.

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij