– „Feralna porażka z liderem, tuż przed końcowym gwizdkiem stała się faktem. Zapewne takie rozstrzygnięcie boli podwójnie, gdyż drużyna rozegrała bardzo dobry mecz” – mówił po spotkaniu Warchoł, sugerując, że to nie tylko wynik, ale i okoliczności zakończenia meczu były szczególnie bolesne.
Sztab szkoleniowy Pogoni zdecydował się na odważne roszady taktyczne, stawiając wszystko na jedną kartę w nadziei na korzystny rezultat. – „Stwierdziliśmy, że walcząc o życie, nie możemy być bojaźliwi i musimy zagrać bardziej va banque. W 2 dni zmieniliśmy system i sposób na rozegranie, co było raczej pragmatycznym pomysłem” – przyznaje asystent.
"Każda strata punktów boli podwójnie."
Pomimo ciosu, drużyna pokazała ducha walki i szybko odpowiedziała golem wyrównującym. – „Właśnie to są te małe rzeczy. Genialna reakcja… to jest ten mały impuls. Każde rozpalenie go w sobie daje wiarę, że stać nas na bardzo dużo.” W kontekście walki o ligowy byt, każda strata punktów boli podwójnie. Warchoł nie ukrywa, że tabela jest nieubłagana, a margines błędu wyczerpany. – „Nasz terminarz jest arcytrudny. (...) Może się okazać, że 36 punktów będzie dawało utrzymanie. Nie możemy się już mylić, bo każda pomyłka teraz będzie skutkowała tym, że będziemy się bawić w matematykę, a chcemy tego uniknąć.”
Na horyzoncie starcia z rezerwami Korony Kielce, Chełmianką i Unią Tarnów. Trzy mecze, które mogą zdecydować o być albo nie być Pogoni w lidze. – „Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Inaczej nie uprawialibyśmy sportu. Walka będzie do ostatniego meczu z Unią Tarnów” – zapewnia Warchoł. – „Na koniec będziemy chcieli podziękować kibicom za ten sezon, a scenariuszem wymarzonym byłoby sprawienie radości faktem utrzymania.”