2020-04-01 16:47:47

Marcin Komenda: Czułem się często bezsilny, ale próbowałem z tym walczyć

To był trudny sezon dla Marcina Komendy (foto. Asseco Resovia)
To był trudny sezon dla Marcina Komendy (foto. Asseco Resovia)
Czy zwolnienie Piotra Gruszki było dobrą decyzją? Jak ciężko jest spojrzeć sobie w lustro, przegrywając każdy mecz? Dlaczego ten sezon wyglądał tak, a nie inaczej? Czy w Asseco Resovii każdemu zależało na dobru drużyny? Między innymi na te pytania spróbował odpowiedzieć nam Marcin Komenda.
 
W ostatnich dniach władze ligi podjęły decyzję o zakończeniu ligi i nieprzyznawaniu medali. Jak zareagowałeś na tę wiadomość?
 
- Wydaję mi się, że było to dobre posunięcie władz ligi. Zacznijmy może od nieprzyznawania medali. Też według mnie to dobra decyzja, bo u kobiet sytuacja była bardziej sprawiedliwa, gdyż została rozegrana runda zasadnicza. W przypadku mężczyzn tak się nie stało i dlatego ciężko by było mówić o sprawiedliwości, jeśli rozdalibyśmy medale, patrząc na aktualny stan tabeli. Co do samego zakończenia ligi, to decyzja nie mogła być inna, ze względu na to, że nie wiemy, kiedy ta pandemia się skończy. Nie było sensu czekać, aż ta sytuacja się zmieni, bo zawodnikom kończą się kontrakty i dogranie sezonu byłoby niemożliwe.
 
Jak mogą czuć się siatkarze drużyn walczących o medale. Nie jest krzywdząca to decyzja dla nich?
 
- Zgadza się. Takie zespoły jak Zaksa Kędzierzy-Koźle, Verva Warszawa, PGE Skra Bełchatów czy Jastrzębski Węgiel mogą czuć niedosyt. Byli bardzo blisko tej strefy medalowej i prawdopodobnie po play-offach też by znaleźli się w tej czwórce, bo według mnie były to wyróżniające się drużyny w tym sezonie. Z pewnością była to ciężka sytuacja, ale decyzja była słuszna. W przyszłym roku w europejskich pucharach i tak zagrają cztery nasze najlepsze zespoły, więc jest to pewnego rodzaju kompromis.
 
Cofnijmy się kilka miesięcy wstecz, kiedy otrzymałeś powołanie do reprezentacji Polski. Czułeś, że nadchodzi twój czas i szansa na osiągnięcie czegoś więcej w tym sporcie?
 
- Szczerze mówiąc, nie podchodziłem tak do tego. Bardziej mnie cieszyło bycie w tej reprezentacji i fakt, że trener Vital Heynen dostrzega młodych zawodników. Oczywiście jak się już jest w tej kadrze, to każdy chce się pokazać z dobrej strony i spełniać marzenia. Ja też tak do tego podchodziłem. Cieszyłem się z każdego treningu i rozegranego meczu. Fajnie się złożyło, że w natłoku tych wszystkich wydarzeń do Chicago na finał Ligi Narodów pojechała młoda kadra, wzmocniona trzema doświadczonymi siatkarzami. Osiągnęliśmy duży sukces i to było wielkie przeżycie dla nas, jako młodych chłopaków. Sezon reprezentacyjny był dla mnie niesamowicie udany i dał mi pełen bagaż doświadczeń.
 
Trenując u Vitala Heynena, nauczyłeś się dużo siatkarskiego rzemiosła?
 
- Na pewno trener Heynen zwraca uwagę na nieco inne aspekty rozwoju zawodnika – nie tylko na sfery techniczne, ale i na sfery mentalne – trener mocno nas testował, dużo podpowiadał, młodzi zawodnicy mieli u niego nową szkołę. Ciężko mi powiedzieć, czy nauczyłem się czegoś nowego, ale w tych elementach, które miałem słabsze, zrobiłem spory postęp.
 
Mnie się wydaję, że trener Heynen to specyficzna osoba i ciężko znaleźć podobnego do niego szkoleniowca.
 
- Jest to wyjątkowy trener, bo tak jak wspomniałeś, ma cechy, których inni trenerzy nie mają. To pozytywna postać, która lubi pogadać z sędziami czy z zawodnikami z przeciwnej drużyny. Nie można się z nim nudzić. Jest to świetny fachowiec, który udowodnił swoje umiejętności w reprezentacji i we wcześniejszych klubach.
 
Można powiedzieć, że to taki siatkarski Jose Mourinho…
 
- (śmiech) Nie znam Jose Mourinho osobiście – z pewnością mają podobne cechy charakteru, które ich wyróżniają – musiałbym poznać Jose i przenieść się do Londynu, gdzie aktualnie pracuje, żeby powiedzieć coś więcej o podobieństwach. Obaj panowie według mnie, to wyjątkowe postacie.
 
Po sezonie reprezentacyjnym dołączyłeś do Asseco Resovii, gdzie nowym trenerem został Piotr Gruszka. Co skłoniło cię do obrania tego kierunku?
 
- Miałem ważną umowę z Resovią – wcześniej grałem na wypożyczeniu w Kielcach i Katowicach – to nie było tak, że trener Gruszka mnie namawiał do przyjścia do Rzeszowa. Ja, gdy jeszcze nie wiedziałem, kto będzie nowym szkoleniowcem, zdecydowałem się przejść do Resovii.
 
W takim razie jak odebrałeś decyzję o zatrudnieniu Piotra Gruszki?
 
- Współpracowałem z trenerem Gruszką dwa lata w Katowicach. Nie było to dla mnie zaskoczenie, bo wiedziałem, że ma swój warsztat – czekałem, jak też sezon się rozwinie – na pewno w Asseco Resovii wymagania są dużo wyższe, niż w innych klubach.
 
Z uwagi na to, że grałeś w reprezentacji praktycznie do samego końca sezonu, to do klubu dołączyłeś, jako jeden z ostatnich. Długo zajęło ci zgranie się z drużyną?
 
- To prawda, wróciłem do klubu tydzień przed ligą. Grałem w dwóch meczach sparingowych na turnieju w Krośnie. Samo zgranie przebiegło dość szybko. Potem problemem było to, że na początku sezonu mieliśmy dużo kontuzji i to mocno zaburzało nam złapanie odpowiedniego rytmu.
 
Zaczął się sezon i od razu pojawiły się kłopoty. 3 porażki z rzędu, w tym bolesna u siebie z beniaminkiem z Suwałk, gdzie trenerem był dobrze znany w Rzeszowie Andrzej Kowal. Już wtedy zaczęły się poważne rozmowy w szatni?
 
- Tak, dość szybko zaczęły się rozmowy. Wiadomo, że taki klub jak Resovia musi wygrywać i są wobec niego duże oczekiwania. Nie ma się co dziwić, bo jest to bardzo utytułowany zespół, który nie zasługuje na takie miejsce, jakie zajęliśmy w tym sezonie. Nie dziwiło mnie to, że te rozmowy były i podczas nich, wymagano od nas lepszej gry i walki o najwyższe cele.
 
Skoro mówisz, że te rozmowy były, to kto był głównym motywatorem w szatni i próbował rozładować tę napiętą atmosferę?
 
- Wydaję mi się, że nie było jednej osoby, która by chciała motywować. Każdy chciał, żeby ten zespół grał lepiej i jeżeli ktoś myślał inaczej, to byłoby to dla mnie bardzo dziwne. Jesteśmy sportowcami i w moim odczuciu każdemu powinno zależeć na dobrej grze drużyny. Ja uważam, że najgorsze w tym wszystkim jest to, że każdy z nas dawał z siebie wszystko i mocno trenował, a mimo to wyników brakowało. To jest zastanawiające i ciężko rozgryźć to, dlaczego tak było.
 
Ty, jako rozgrywający bierzesz na siebie dużą odpowiedzialność. Frustrujące było, gdy wystawiałeś piłki kolegom, a one raz po raz wracały pod nogi lub leciały daleko w aut?
 
- Nie jest to łatwa sytuacja dla rozgrywającego. Generalnie gdy większość meczów się przegrywa, to traci się pewność siebie. Był to bardzo ciężki sezon – dla mnie był trudny po każdym względem, bo spodziewałem się zupełnie czegoś innego – wyszło, jak wyszło i trzeba się z tym pogodzić.
 
Przeżyłeś chyba prawdziwy rollercoaster w ostatnim czasie – od wyróżniania się na tle najlepszych siatkarzy świata, nagle znalazłeś się w drużynie, która dostawała od każdego srogie lanie.
 
- Dobrze to ująłeś – był to dla mnie rollercoaster. Przed sezonem nastawiałem się, że będziemy walczyć o medale, a tu dość szybko nasza drużyna została poddana brutalnej weryfikacji. W wakacje było świetnie, spełniałem swoje marzenie, a w klubie grałem słabo. Ciężko mi znaleźć przyczynę tego, bo gdyby to się udało, to wynik mógłby być nieco inny.
 
Co dzieje się w głowie sportowca, który ciężko trenuje, daje z siebie wszystko, a przegrywa każdy mecz?
 
- Jest na pewno lekkie załamanie. Zadaje sobie człowiek pytania: Dlaczego tak jest? Dlaczego mocno trenujemy, a przegrywamy mecze? Po każdej porażce są takie pytania. Szkoda, że dużo razy musiałem je sobie zadawać. Jest mi z tego powodu bardzo przykro.
 
Wstając rano i patrząc w lustro, zadawałeś sobie pytanie: Czy to ja jestem winny tym porażkom?
 
- Myślę, że każdy człowiek, który ma trochę dystansu do siebie i nie jest osobą narcystyczną, to zadawał sobie takie pytania. Szukałem tego, co mogę poprawić i zrobić lepiej. Bywały takie sytuacje, że nie mogłem zasnąć po meczach, bo miałem w głowie burzę myśli. Wynikało to z tego, że jestem osobą ambitną i ciężko mi zaakceptować porażki.
 
Skoro miałeś takie problemy, to współpracowałeś z trenerem przygotowania mentalnego w tym sezonie?
 
- Mieliśmy w drużynie przez jakiś czas trenera od przygotowania mentalnego, z którym pracowaliśmy. Trwało to około miesiąca – trener starał się jak mógł, mimo porażek próbował w nas zaszczepić pozytywne myślenie – myślę, że dość dobrze mu to wychodziło, ale nie miało to przełożenia na wyniki.
 
Może zbyt krótko trwała ta współpraca…
 
- Być może. Każdy miał indywidualne spotkania. Ja nie mogę złego słowa powiedzieć o trenerze, bo robił, co mógł. Szkoda, że tak to się skończyło.
 
W pewnym momencie czułeś już bezsilność i dałeś sobie spokój z zamartwianiem się tymi słabymi wynikami?
 
- Na pewno były momenty bezsilności, ale ja jestem osobą, która stara się nie zamartwiać tym. Zdawałem sobie sprawę z tego, że sytuacja jest bardzo ciężka, jednak próbowałem motywować się, żeby w jakiś sposób to wszystko odwrócić. Chciałem przede wszystkim czerpać radość z treningów i grania w siatkówkę, bo z zamartwiania się nic nie ma.
 
Podczas sezonu pojawiały się myśli, że być może przez twoją słabszą dyspozycję możesz wypaść z kadry?
 
- Nie myślałem o tym. Zastanawiałem się nad tym, jak można bardziej pomóc naszej drużynie. To, jakie mieliśmy problemy w klubie, zabierało mi czas na rozważenie, o mojej przyszłości w kadrze.
 
Pierwszym, który zapłacił posadą za wasze wyniki, był trener Piotr Gruszka. Później dołączył do niego prezes Krzysztof Ignaczak. To były dobre decyzje?
 
- To jest też pytanie, na które ciężko odpowiedzieć. Mimo zmian nasza gra nie wyglądała do końca sezonu zbyt dobrze. Wydaję mi jednak, że jeśli jest seria porażek, to trzeba szukać nowego bodźca dla drużyny i z takim założeniem wyszli włodarze klubu. Myślę, że z tego wynikały te roszady.
 
Zarząd zdecydował się na zatrudnienie Emanuele Zaniniego. Kiedy trener wszedł pierwszy raz do szatni, to jakie słowa usłyszeliście od niego?
 
- Powiedział nam, że wierzy w uratowanie tego sezonu. Rozmawiał z każdym z nas indywidualnie. Starał się w nas zaszczepić pozytywne myślenie. Trener Zanini wykonał bardzo dobrą pracę, bo rozwinęliśmy technicznie i mentalnie. Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu na pracę razem, bo być może udałoby się nam w lepszym stylu zakończyć ten sezon. Myślę, że pokazaliśmy w meczach z Zawierciem i Warszawą, że potrafimy grać dobrze.
 
Zdradzisz nam coś na temat swojej przyszłości?
 
- Tak, mam ważną umowę z klubem i zostaję w Rzeszowie.
 
Rozmawiał Dominik Pasternak

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 0

Rozwiąż działanie =

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij