2020-11-03 19:31:23

Szymon Szydełko: Zespół był rozbity i zatracił radość z gry

fot. Radosław Kuśmierz
fot. Radosław Kuśmierz
W miniony weekend z posadą pierwszego trenera Stali Stalowa Wola pożegnał się Szymon Szydełko. Postanowiliśmy zapytać byłego już szkoleniowca "Stalówki" o całą tą sytuację oraz o jego plany przyszłość. 
 
Dobiegła końca ta trwająca blisko 50 meczów przygoda ze Stalą Stalowa Wola. Chyba trochę szkoda, że w takich okolicznościach musiał pan pożegnać się z klubem.
 
- Moja sytuacja w drużynie od pewnego czasu była ciężka, pomimo tego, że po spadku byłem namawiany przez ówczesnego prezesa i zarząd do pozostania w klubie, żeby wrócić ze Stalą do drugiej ligi, to niestety po pierwszych meczach wszystko się zmieniło i potem było już coraz ciężej. Ja nie ukrywam, że od początku bardzo mocno wierzyłem w ten zespół i w to, że jako drużyna, która na wiosnę dzielnie walczyła w drugiej lidze, jesteśmy w stanie się odbudować i po roku powrócić na szczebel centralny.
 
Niestety, nie wszystko układało się nam tak, jakbyśmy chcieli i po prostu, gdy ta strata do Wisły Puławy była duża, to stwierdziłem, że nie ma na co czekać i dla dobra zespołu odszedłem. Ta ekipa potrzebuje zmian, a nie ukrywam, że jeśli rozpoczynać roszady, to należy zacząć od trenera. Stąd też telefon z mojej strony do prezesów, żeby rozwiązać kontrakt i dodatkowo nie robić klubowi problemów.
 
Jak wyglądała atmosfera w szatni w ostatnich dniach, bo kibice z pewnością byli mocno zdenerwowani zarówno na trenera jak i piłkarzy, więc z pewnością dało się odczuć napiętą aurę panującą wokół drużyny.
 
- Każdemu z nas udzielała się ta nerwowa atmosfera, choć wiedzieliśmy, że kibice będą oczekiwać od nas wygrywania każdego meczu, to trudno się gra, jeśli się ma wszystkich przeciwko sobie. W drużynie brakowało radości ze zwycięstw – było widać, że zespół był rozbity, bo te zwycięstwa traktował jako obowiązek i gdzieś ta radość z gry została zatracona. Sukces jest budowany na atmosferze i nawet kiedy wygrywa się z niżej notowanym rywalem, to trzeba się z tego cieszyć, a my to traktowaliśmy po prostu jak jakąś rutynę.
 
Czuł pan dużą presję płynącą ze środowiska kibicowskiego, żeby pan odszedł?
 
- Powiem szczerze, że widziałem, co się dzieje i od pewnego momentu zacząłem do tego podchodzić w trochę inny sposób. Faktycznie, tą presję dało się odczuć, bo ona ciągle rosła i parę osób będących blisko klubu też chciało, żeby w drużynie nastąpiła zmiana trenera. Ja skupiałem się na sobie i na zespole, bo chciałem sprawować się jak najlepiej i dążyć do zwycięstw w każdym meczu. Poza tym mam doświadczenie w pracy pod presją i potrafię podejmować trudne decyzje w nerwowych sytuacjach.
 
Również taka sama krytyka spotkała Konrada Bobera, to dziwne, żeby asystent obrywał tak samo jak pierwszy szkoleniowiec. Dlaczego tak się stało?
 
- Trzeba pytać już oto Konrada. Są pewne rzeczy, które wynikły przy rozmowie z kibicami i zapewne niektórym nie spodobały się jego słowa i stąd też ta krytyka wobec jego osoby. Ciężko mi powiedzieć coś więcej, bo po prostu gdy jest „gorąco” w klubie i gdzieś w emocjach się powie za dużo, to potem się to może odbić czkawką.
 
Pewnie gdyby w tym meczu z Pogonią Siedlce udało się, chociażby zremisować to teraz nie rozmawialibyśmy w takich okolicznościach.
 
- Myślę podobnie. Ten mecz z Siedlcami właściwie zaburzył wszystko, bo drużyna była w dobrej dyspozycji i po przerwie pandemicznej graliśmy skutecznie i zdobywaliśmy dużo punktów. Jak pokazuje tabela, mieliśmy na koniec 46. punktów, a przeważnie około 38/39 dawało wcześniej utrzymanie. Niestety szczęście nie było po naszej stronie, ale też trzeba przyznać, że sami sobie byliśmy winni.
 
Gdyby ten mecz z Siedlcami wyglądał inaczej, gdyby ta liga wyglądała inaczej, to przewiduję, że moglibyśmy teraz rozmawiać w zupełnie odmiennych okolicznościach, bo wszystko mogłoby się inaczej poukładać. Stało się tak, a nie inaczej, więc trzeba to wziąć na klatę i myśleć o przyszłości, choć uważam, że praca w tamtym sezonie była przez nas dobrze wykonana.
 
Czy nie sądzi pan, że po zakończeniu sezonu w II lidze podjął się pan kompletnego „mission impossible”, czyli przygotowania drużyny w tydzień do nowych rozgrywek?
 
- To prawda. Było to bardzo trudne zadanie, ale nie mieliśmy wyjścia, po prostu ligi się na siebie nakładały i musieliśmy grać. Tak zadecydował PZPN i ja nie ukrywam, że popełniłem wtedy błąd, bo dawaliśmy sobie jasne deklaracje, że gramy „Vabank” i od razu wracamy do drugiej ligi. Rzeczywistość nas szybko zweryfikowała, bo tak jak pan wspomniał, mieliśmy tydzień na przygotowanie się do rozgrywek, odeszło kilku zawodników, chcieliśmy też dokonać wzmocnień, żeby dodać trochę świeżej krwi do zespołu. Niestety był z tym duży problem, ponieważ większość zawodników miała już podpisane kontrakty z innnym klubami, gdy my kompletowaliśmy skład na nowy sezon.
 
Ktoś powie, że dostaliśmy taki zespół, jaki chcieliśmy, bo wiele było takich głosów, a tak naprawdę do tego wszystkiego potrzeba było spokoju i pozytywnej atmosfery zespołu, a nie patrzenia na ręce i  wydaję się, że ta nerwowość od samego początku była dla nas utrapieniem.
 
Czy ta drużyna była pod względem potencjału sportowego gotowa do walki o awans do drugiej ligi? Ja, powiem szczerze, miałem mieszane uczucia.
 
- Ja uważam, że ten zespół ma spory potencjał i że mógł się mierzyć jak równy z równym np. z Wisłą Puławy, która z pewnością ma spore szanse na awans do drugiej ligi. Pomimo rzeczy, o których wcześniej wspomniałem, to też ważnym aspektem jest różnica pomiędzy ligami. Ktoś powie, że jak się spadnie do trzeciej ligi, to powinno się szybko awansować, a jest zupełnie odwrotnie. Tutaj występuje dużo więcej przypadku niż na szczeblu centralnym.
 
Gra w trzeciej lidze jest jak Przystanek Woodstock – nie wiadomo, co się wydarzy w tłumie i w tym, co się dzieje dookoła, a gra na poziomie centralnym to już bardziej uporządkowana zabawa, każdy ma swoje krzesełko, dużo miejsca wokół siebie i trzyma się to porządku. Mimo tego, że niższe ligi zrobiły duży postęp, to nadal ta różnica jest bardzo widoczna. Zawodnikom jest się ciężko przestawić i sam to też zauważyłem w pracy szkoleniowca. To miało dużo wpływ na to, jak weszliśmy w tę ligę i też nam to nie pomogło we wprowadzeniu dobrej atmosfery, a dalej pojawiała się fala krytyki, przez którą graliśmy często bardzo nerwowo.
 
Nie ma co ukrywać, że w klubie w ostatnich miesiącach działy się, lekko mówiąc dziwne rzeczy, bo co chwilę ktoś był zwalniany i ktoś nowy przychodził. Tak było w przypadku np. prezesów. Zawodnicy pewnie też odczuwali ten pozasportowy bałagan na sobie.
 
- Każda zmiana rodzi niepokój i w tym przypadku też dało się to odczuć. Broń Boże, nie chcę upatrywać głównej przyczyny w zmianach w zarządzie, ale z pewnością nie wpływało to w żaden pozytywny sposób na zespół. To są rzeczy, które nas nie dotyczyły, my mieliśmy się zająć grą w piłkę, a nie patrzeniem po biurach. Od nas to nie zależało tylko od ludzi zarządzających klubem. Czy to były dobre decyzje? Czas pokaże.
 
Teraz trzeba patrzeć w przyszłość, więc jakie plany ma trener? Chwila przerwy, czy czeka pan już na nowe zatrudnienie?
 
- Jeśli chodzi o nowe zatrudnienie, to domyślam się, że będzie teraz ciężko, bo jesteśmy teraz w trakcie końcówki rundy jesiennej, jeśli nie nawet całego sezonu, bo nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja z pandemią. Zobaczymy, co będzie na wiosnę i czy mecze zostaną rozegrane do końca. Natomiast ja chciałbym zrobić sobie przerwę od piłki, chcę wziąć się za sprawy, na które nie miałem czasu, kiedy byłem w Stali.
 
Nie ukrywam, że pandemia trochę mi pokrzyżowała plany, bo zamierzałem wyjechać na staż zagraniczny na dłuższy okres czasu, żeby poprzyglądać się nad przygotowaniem tamtejszych drużyn. Niestety, na chwilę obecną jest to niemożliwe, ale mam nadzieję, że na wiosnę sytuacja będzie nieco lepsza.
 
A jaki kierunek interesowałby pana? Z tego co wiem, jest pan fanem Serie A.
 
- Dokładnie, chciałbym wybrać się do Włoch. Fascynuję mnie Serie A i uważam, że Włosi oprócz tego, że mają ogromną wiedzę na temat piłki, to jeszcze żyją nią od rana do nocy, co nie ukrywam, bardzo mi się podoba.
 
Rozmawiał Dominik Pasternak
 

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 3

Rozwiąż działanie =

Rob 2020-11-04 10:16:27

To niech idą do pracy na budowę to odzyskają radość

A 2020-11-04 11:54:18

Panie Szydełko głowa do góry , to że w stali nie do końca wypalił pański plan to nie znaczy że jest Pan słaby .
Jako kibic Stali SW byłem zadowolony z pańskiej pracy ! Życze Panu jeszcze wielu sukcesów
Pozdrawiam

Harry_Kane 2020-11-05 11:07:18

Szydełko i trener hehe

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij