- Real prowadzi zawsze swoją politykę. Ta polityka jest często brutalna, zwłaszcza jeśli nie ma wyników. Wtedy uderza to w zawodników i w trenera w szczególności. Każdy trener, który nie tyle przegrał, co bardziej nie wygrał w ubiegłym sezonie, kończy w Realu bardzo smutno. Na pewno działacze „Królewskich” powinni się zastanowić, czy dobrze żegnają się ze swoimi legendami. Moje pożegnanie z madryckim klubem akurat było wspaniałe, ale moja sytuacja też była inna. Ja też zawsze odchodziłem z klubów w zgodzie, stąd może reakcja klubu i zawodników była tak pozytywna. Jeśli pojawiają się napięcia na linii prezes-zawodnik, nikt nie ma ochoty na rzewne pożegnania.
Dużo prawdy jest w tym co napisał Ángel Di María, że przykre jest to, że od całego przelanego potu i radości ze zwycięstw ważniejsze są te konflikty i niesmaczne pożegnania. Myślę, że w tej kwestii Real ma bardzo dużo do poprawy. Tym bardziej, że taki klub potrzebuje później tych legend. To są zawodnicy, którzy znają kibiców i tę specyfikę klubu. Nawet jeśli jest jakiś konflikt do rozwiązania, powinno się bardzo koncyliacyjnie do tego podejść, co oczywiście nie jest łatwe.
- A wierzysz w ogóle, że Sergio Ramos odejdzie? Czy jest to typowa gra na wyższy kontrakt…
- Wyobrażam sobie, że odejdzie. Już za moich czasów były spekulacje na ten temat. Każde negocjacje nowego kontraktu takie pogłoski wywołują. Oczywiście Sergio dobrze czuje się w Realu, ale też znam jego osobowość; on szuka wyzwań. Często wspominał o Premiership, o tym, że chciałby nauczyć się języka, nowej kultury, także tej piłkarskiej. Czasami piłkarz podejmuje taką decyzję ze względu na chęć zmiany, poszukania nowych bodźców i mobilizacji. Wiem, że dobrze mu w Madrycie, ale jak najbardziej transfer jest możliwy.

- Jak odebrałeś ostatni mecz kadry z Gruzją. Czy to było wymęczone, wydarte rywalom zwycięstwo czy taki trochę „niemiecki”, typowy dla faworyta triumf nad słabszym przeciwnikiem? Bałeś się o wynik?
- Na pewno mamy w ostatnich spotkaniach, choćby z Irlandią, Szkocją, wcześniej Niemcami właśnie, takie fazy, gdzie zupełnie tracimy kontrolę nad meczem i nie potrafimy jej odzyskać. To jest niepokojące, że nawet w takim meczu jak z Gruzją nie potrafiliśmy tego zrobić. Najważniejsze, że jest jednak w zespole pewność siebie i atmosfera, która „wyciąga” takie mecze. Musimy pamiętać, że ten czerwiec jest trudnym okresem, bo zawodnicy są już po sezonach, czasami 2-3 tygodnie i trudno jest im grać w tym czasie. Dobrze, że przełamaliśmy to fatum meczów czerwcowych i wygraliśmy. Bo takie mecze trzeba po prostu wygrać, nieważne jak.
- Czy nie uważasz, że skrzydła nam w tym roku mocno opadły? Grosicki wikłał się w zupełnie nieskuteczne pojedynki, a jego dośrodkowania nie dochodziły do partnerów. Błaszczykowski przez cały sezon był nękany kontuzjami i nie ma jeszcze tego błysku, a Peszko znów był bardzo niedokładny i tracił mnóstwo piłek. Nie brakuje kogoś? Może zapomniany Adrian Mierzejewski?
- To właśnie mocno przełożyło się na to, że tak łatwo tracimy kontrolę nad spotkaniem. Boki zawsze dają mocno odpocząć reszcie zespołu, zwłaszcza grającemu w destrukcji. Tam się też robi przewagę, szczególnie w naszej reprezentacji, gdzie mamy mocne boki i Roberta Lewandowskiego z przodu. Każda strata w tamtych rejonach raczej trafia do przeciwnika. Dobrze, że mamy tam jednak spory wybór i ktoś powinien być w formie. Ludzie mogą powiedzieć, że potrzeba nam Mierzejewskiego, ale inni odpowiedzą, że jemu trudno utrzymać formę w lidze katarskiej. Trener ma i tak szeroki wybór, wybrał już trzon, musi na nim bazować, a sami piłkarze muszą brać odpowiedzialność za swoją formę w tym ważnym okresie. Jesienią powinno to już wyglądać lepiej. Tym razem Milik z Lewandowskim poradzili sobie prawie sami i sporo stworzyli środkiem, ale skrzydłowi będą potrzebni, bo to oni zazwyczaj napędzają nasz atak.
- Czy po tych dwóch meczach uważasz, że wyklarowała się obsada bramki? Wszyscy trzej bramkarze mieli niewiele pracy…
- To się wszystko zmienia u nas jak w kalejdoskopie. Póki jednak bramkarz broni w swoim klubie, to jego pozycja może nie jest pewna, ale przynamniej stabilna. Myślę, że Fabiański na razie spełnia oczekiwania zespołu i sztabu szkoleniowego, a dobre występy, którymi zbudował sobie pewność siebie tak potrzebną bramkarzowi, przełożył teraz na reprezentację.

- Czy takie sparingi, jak ten z Grecją, są w ogóle potrzebne? Przez rozegranie tego meczu spadliśmy definitywnie do trzeciego koszyka przy losowaniu kolejnych eliminacji…
- Był kiedyś jeden taki trener, który ustawiał sobie spotkania towarzyskie reprezentacji tak, że byliśmy chyba w pierwszej dwudziestce bez grania na dużych turniejach po to, żeby być w lepszym koszyku. Myślę, że mimo wszystko dla trenera jest to ważne spotkanie z punktu widzenia selekcyjnego. Ja wiem, co czują zawodnicy, bo sam to kiedyś przeżywałem, kiedy gra się mecz dzień przed wakacjami i ta mobilizacja spada bardzo mocno po meczu z Gruzją. Takie spotkania się trudno ogląda, nawet lepiej w telewizji, bo można sobie zaparzyć herbatę i zrobić kanapki (śmiech). Ale kilka plusów jest, bo choćby Kuba Błaszczykowski pokazał się z dobrej strony jako lider i wykazywał dużą ochotę do gry.
- A co myślałeś o próbie wykorzystania przepisu o potencjalnym unieważnieniu meczu przez FIFĘ? Przy przeprowadzeniu więcej niż sześciu zmian takie sytuacje już miały miejsce i mecz nie był liczony do żadnych zestawień.
- Dzisiaj mówimy o tym otwarcie, ale pewnie pojawiłyby się głosy, gdyby to się stało, że trzeba zwolnić trenera. Ja już w piłce przeżyłem wiele i jeżeli to nam by miało pomóc, to jasne, dlaczego nie.
- Skoro jesteśmy przy reprezentacji… Kilku z najbardziej utalentowanych zawodników w Polsce było widzianych na premierze pierwszej w historii kolekcji piłkarskiej New Balance i prawdopodobne, że od nowego sezonu marka będzie miała dobrych przedstawicieli marketingowych. Czy jako utalentowany, obiecujący piłkarz na początku dużej kariery nie bałbyś się podpisywać kontraktu z dopiero wchodzącym do piłki nożnej producentem sportowym?
- Rozumiem, że cofamy się o 15-20 lat? (śmiech) Dla młodego zawodnika, kontrakt z jakąkolwiek firmą jest już wyróżnieniem. Na końcu jednak najważniejsza jest zawsze dla zawodnika jakość produktu. Nieważne, czy jest to firma znana na rynku czy nowa. Na końcu i tak liczy się produkt i jego jakość. Dlatego na pewno bym się nie bał.

- Na wspomnianej premierze zostałeś ambasadorem tej amerykańskiej marki. Co ciekawe, na to wydarzenie przybył do Warszawy sam właściciel New Balance’a – Jim Davis.
- Byłem mocno zaskoczony obecnością prezesa firmy. Nagrał nawet krótki filmik wspierający mnie w meczu gwiazd Realu Madryt i Liverpoolu, co było, nie ukrywam, bardzo miłym gestem. W ogóle, w prywatnym kontakcie Jim Davis jest niezwykle sympatyczny. Wracając do zostania ambasadorem… nie podpisałbym się pod produktem, w który nie wierzę. Miałem okazję testować w tym meczu buty piłkarskie New Balance i byłem naprawdę zadowolony. Były nawet lepsze niż się spodziewałem.
- Co jest dla ciebie najważniejsze w odbiorze stroju i butów piłkarskich? Wygoda, czucie piłki, przepuszczalność powietrza, lekkość?
- Dla mnie najważniejsze jest jak but leży na stopie i czy po 90 minutach biegania odczuwam nadal komfort. Wygoda w tak specyficznej, skomplikowanej podeszwie, do której dochodzą kołki, jest najistotniejsza. Kiedyś jakość skóry była istotna, teraz jest więcej syntetyków, które sprawiają, że buta nie czuć na nodze. No i istotna jest też przyczepność do murawy, nie tylko w grze na bramce. Buty New Balance’a mają dobre połączenie tzw. korków lanych z kołkami. Zdarzało się kiedyś obcinanie niektórych korków, żeby manualnie wkręcać sobie metalowe. Bramkarze zazwyczaj preferują metalowe kołki, a tu jest to od razu dobrze rozwiązane.
- New Balance podejmuje odważne decyzje jeśli chodzi o stroje piłkarskie. Ostatnio choćby wyjazdowe brązowe stroje FC Porto wywołały sporą dyskusję w mediach. Co sądzisz o tak kreatywnym podejściu do designu i barw klubowych?
- Jak każda nowa firma, która wchodzi w dość nasycony rynek, New Balance też się czymś wyróżnia. Miałem szansę grać w tym sprzęcie, testować go i mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że jakościowo jest to wysokiej klasy sprzęt. To jest najważniejsze dla drużyny, która ubiera się w takie stroje lub buty. Design idzie później. Zwłaszcza przy drugich strojach, designerzy mają spore pole do popisu i widzę w tym tylko korzyści. Później to właśnie te teoretycznie „kontrowersyjne” stroje są najbardziej poszukiwane na rynku kolekcjonerskim.