2024-02-02 08:49:00

Kamil Kiereś: Uważam, że jestem silnym człowiekiem

 Zobaczcie długą rozmowę z Kamilem Kieresiem, trenerem PGE FKS Stali Mielec. Udało nam się porozmawiać na koniec obozu Stali w Hiszpanii.
 
 - Co ten obóz dał Stali Mielec? Jak Pan oceni to wszystko, co się tutaj wydarzyło?
 
- Za nami okres przygotowawczy, także tutaj naszym celem było zbudować drugi etap przygotowań.  Wiadomo, że te przygotowania objętościowe nie były duże. Od momentu kiedy rozpoczęliśmy pierwszy trening w Polsce, a rozegramy pierwszy mecz z Puszczą, to jest etap pięciu tygodniu.
 
Najpierw były dwa mocne tygodnie, ładowania akumulatorów w Polsce. Treningi objętościowe, motoryczne, dużo biegania, dużo siłowni i gier. Do Hiszpanii zawitaliśmy ze względu na warunki i na pogodę. 
 
- Drugi etap przygotowań bardziej w ujęciu taktyki i przygotowania drużyny do pierwszego spotkania, ale też drugi tor przygotowania drużyny do długości sezonu. Przed nami szesnaście spotkań, mieliśmy dwa treningi podczas jednego dnia, także te założenia, które zaplanowaliśmy, zostały zrealizowane bez zakłóceń pogodowych. 
 
Staraliśmy się pracować nad takimi rzeczami bardziej kreatywnymi, jak ofensywa czy moment pressingowy. Staraliśmy się to wykorzystać w sparingach z tymi mocnymi rywalami. Dzisiejszy sparing z bardzo mocnym rywalem z ligi szwedzkiej, który już długo gra tym ustawieniem, także wymagania już był bardzo duże. Można było zweryfikować te działania na tle silnych rywali.
 
- Wszystkie treningi odbyły się zgodnie z planem, jeden sparing został tylko przesunięty o jeden dzień. Jakby Pan pokrzepił serca kibiców, bo w dzisiejszym meczu zespół wyglądał na trochę zmęczony? Kalkuluje Pan, że do startu rundy wiosennej jeszcze nabierze świeżości?
 
- Za nami okres przygotowawczy, który nie ma zakończonego etapu. Teraz wracamy do Polski, przed nami trzy dni regeneracji. Za mną kilkanaście lat pracy na poziomie centralnym w większości w Ekstraklasie. Wielokrotnie przygotowywałem drużynę do sezonu i zawsze okres przygotowawczy traktowałem jako przygotowawczy.

Kamil Kiereś: Praca z drużyną to też bieżące problemy

- Nigdy nie jest tak, że zawodnicy już czuję się optymalnie, tym bardziej że teraz w tych okresach jest mała objętość w krótkim czasie. Dopiero weszliśmy w czwarty okres przygotowań. Jest to tak zaplanowane, że na tym etapie z jednej strony jeszcze pracujemy, ale częściowo już schodzimy. 
Myślę, że optimum jeszcze nie ma. Mamy dzisiaj środę, a do zajęć wrócimy w niedzielę po odpoczynku. Mecz z Puszczą jest dopiero w piątek.
 
Zawsze powtarzam, że praca z drużyną to są też bieżące problemy. Jest wiele wątków, które trzeba ogarnąć i wiadomo, że z perspektywy jesieni zabrakło nam sporo minut dla młodzieżowców. Ściągnęliśmy Pingota i Strzałka, jest Gerstenstein, Stępień, Rozwadowski, Dudek i też staraliśmy się tych chłopaków w różnych konfiguracjach wkomponować. To też wymaga odpowiedniego ustawienia na sparing, żeby coś sprawdzić. 
 
Wiadomo, że odszedł Michał Trąbka, kontuzjowany jest Matthew Guillaumier i też trzeba szukać rozwiązania pod kontem "ósemki". Zakres rozwiązań jest bardzo szeroki, żeby to weryfikować i też tak podążaliśmy. 
 
Pozycja personalna pierwszej i drugiej połowy dzisiejszego sparingu to taka namiastka, że zawodnicy jeszcze rywalizują i nie jest do końca pewne, kto wyjdzie na ten pierwszy mecz. Szkielet drużyny jest, ale na kilku pozycjach jeszcze będzie się to ważyło. 
 
 
- No właśnie jedna niespodziewana sytuacja na tym obozie- transfer Michała Trąbki. Tak naprawdę od pierwszego telefonu do jego wylotu upłynęło 24 godziny. Wiem, że będzie Pan teraz poszukiwał zawodnika. Jak Pan na to zareagował i jak wyglądają teraz poszukiwania?
 
- Mam taki system pracy, że lubię poruszać się z dnia na dzień. Wstajesz danego dnia, masz coś zaplanowane, a nie do końca może przewidzieć, co się wydarzy. Wiadomo, że rynek transferowy jest taki, że może się zdarzyć, że ktoś będzie chciał kupić twojego zawodnika i tak się stało z Michałem Trąbką. Dodatkowo Michał też był zdeterminowany na ten transfer.

Kiereś: Nie jest to prosta sytuacja, kiedy zostałeś zmuszony, żeby działać szybko

- Można powiedzieć, że pojawił się problem, ale zawsze powtarzam, że w problemach są rozwiązania. Teraz nie będę narzekał. Szukamy teraz dwutorowo- w tym układzie personalnym przy kontuzji Guillaumiera, kto mógłby na pierwsze spotkanie być wartością dodaną, a druga sprawa to jesteśmy aktywni na rynku każdego dnia. 
 
Nie jest to prosta sytuacja, kiedy zostałeś zmuszony, że musisz szybko działać, gdzie tego nie przewidziałeś. W problemach są rozwiązania i nie ma co narzekać. Trzeba szukać rozwiązania w drużynie i na zewnątrz w transferze. 
 
- Jak wyglądają te poszukiwania? Czy są już jakieś propozycje z potencjalnymi zawodnikami, którzy mogą dołączyć do drużyny?
 
- Na bieżąco jest wytypowanych wielu zawodników. Też poruszamy się w układzie zawodników polskich i zagranicznych. To wymaga trochę czasu, bo też taka praca na obozie jest mocno absorbująca, kiedy masz dwa treningi dziennie. Jest tak dużo pracy, że ja dopiero dzisiaj po sparingu mogłem gdzieś wyjść i zobaczyć tutaj morze. 
 
Trzeba usiąść, obejrzeć i weryfikować zawodnika, a to wymaga czasu. Mamy wyselekcjonowane pewne kwestie, ale też wykonanie takiego ruchu musi być taką kwestią, żeby ta wartość była dodana i żeby w tym wszystkim nie było pomyłki.  
 
Nie wiemy też do końca czy Matthew Guillaumier wróci na przyszły tydzień, procentowo jest to mniejsza szansa i mówi się, że wróci dopiero na mecz ze Śląskiem. Musimy być aktywni i musimy sobie z tym poradzić. 
 
- Mimo że jesteśmy u progu rundy wiosennej, to porozmawiajmy trochę o rundzie jesiennej. Stal Mielec uplasowała się na 11 miejscu z dorobkiem 22 punktów. Według Pana to dobry wynik?
 
- To, co jest za nami, to jest zawsze fundament. Myślę, że jest to fundament, na którym stoimy stabilnie, bo też wiemy, że na te punkty zapracowaliśmy. Mecze, które wygrywaliśmy czy punktowaliśmy remisem, to mieliśmy przeświadczenie, że to były zasłużone punkty.
 
Zawsze można powiedzieć, że w dwóch czy trzech meczach mogło się to potoczyć bardziej punktowo i mielibyśmy tych punktów więcej, ale w piłce nie zawsze się do tak sumuje. Oczywiście mamy jeszcze mecz zaległy. Gdyby był on rozegrany i te punkty byłyby zdobyte, to nasza sytuacja na półmetku byłaby jeszcze lepsza. 
 

Kamil Kiereś: Uważam, że jestem silnym człowiekiem

- Chciałem wrócić też do tych sytuacji newralgicznych, ponieważ głośno było o Panu w rundzie jesiennej. Początek sezonu średni, ale wtedy jeszcze można było powiedzieć, że kompletował Pan skład. Natomiast po czterech porażkach z rzędu pojawiły się głosy, że Pan powinien odejść, nawet pojawiało się nazwisko Pavola Stano, który miałby Pana zastąpić. Jak Pan wtedy reagował na to wszystko?
 
- Powtarzałem wielokrotnie od tamtej sytuacji, że nie jestem dzieckiem. Mam już spore doświadczenie i w wielu sytuacjach potrafiłem sobie poradzić. Piłka nożna to są emocje z zewnątrz. Kibice, piłkarze i my trenerzy też mamy emocje. Ja w takich sytuacjach mam swoje zasady, że poruszam się w swojej przestrzeni i układam sobie wszystko, co mam robić w swojej głowie.
 
Potwierdziłem, że umieliśmy to wszystko wspólnie z drużyną i sztabem zrobić. Jeśli mówimy o tym, że początek sezonu był nie za ciekawy, to mówimy o pierwszych trzech spotkaniach. Rzeczywiście dwa punkty w trzech meczach, nie można było być zadowolonym, ale wiedzieliśmy, że startujemy z całkiem nowym układem drużyny. 
 
Dalsza część sezonu, pięć spotkań, dziesięć punktów. Wygrane ze Śląskiem, Radomiakiem, Zagłębiem. Myślę, że wszystkie w dobrym stylu, napawały optymizmem. Dołek, w który się wpakowaliśmy, miał ten mianownik, że przegrywaliśmy jedną bramką, nie zawsze będąc zespołem gorszym. Uważam, że takimi meczami jak z Legią, Pogonią czy Górnikiem Zabrze udowodniliśmy, że potrafiliśmy wrócić na dobre tory prezentując troszkę inny system gry. 
 
- Jak osobiście reagował Pan na te głosy? Transparent, pytania dziennikarzy...
 
- Zawsze powtarzam, że w takich sytuacjach trzeba normalnie oddychać. Mam swoje wnętrze, mam swoją przestrzeń i swoje doświadczenia. Z perspektywy kilkunastu lat pracy, jeżeli mam oceniać swoją strukturę mentalną, to uważam, że jestem dosyć silnym człowiekiem. Udowodniłem to sobie i innym w trudnych sytuacjach. Ewidentnie są to takie sytuacje, którymi umiem zarządzać. 

Kamil Kiereś: Gra Bayeru Leverkusen jest podobna strukturalnie do naszego systemu

- W prywatnej rozmowie mówił Pan, że troszeczkę wzoruje się na grze Bayeru Leverkusen. Ten zespół odnosi niesamowicie dobre wyniki. Od kiedy Pan zaczął analizować ten zespół, przed jego sukcesami czy dopiero jak zaczęli wygrywać? Na czym to polega?
 
- Może nie tyle, że się dosłownie wzoruję. Kilkanaście lat temu, kiedy byłem asystentem w sztabie Pawła Janasa, to mocno zajmowałem się analizą gry. Kiedy przetransportowałem się w 2011 roku na pozycję młodego trenera w Ekstraklasie, to też tych analiz nie przeniosłem na asystentów, tylko zostawiłem przy sobie. 
 
Wielokrotnie na świecie pojawiają się zespoły, które są wyraziste i nadają trend. Można sobie nie tyle skopiować, ale coś zapożyczyć. Teraz w okresie zimowym poszukując jakichś analogii do systemu, w którym gramy, to na pewno w lidze angielskiej nie do końca można było coś ciekawego znaleźć. Między świętami a sylwestrem stworzyłem sobie taki materiał, oglądając wszystkie mecze Bayeru Leverkusen, na pewno jest to coś podobne strukturalnie do naszego systemu. 
 
Na pewno są rzeczy, które można zapożyczyć, patrząc na strukturę gry 3-4-2-1. Wiadomo, że tam wykonanie tego i poziom jest dużo wyższy niż w Ekstraklasie. 
 
- Rozpoczął Pan karierę w wieku 36 lat, ale od tamtej pory piłka nożna się nieco zmieniła. Wówczas pracował Pan sam lub z jednym asystentem, a tera ma Pan tych asystentów trzech. Jak Pan się w tym odnajduje i jak wygląda praca z tak rozbudowanym sztabem?
 
- Tak bywało, kiedy rozpoczynałem pracę trzynaście lat temu. Był pierwszy trener, drugi trener i trener bramkarzy, czasami pojawiał się jakiś asystent. Do dzisiaj współpracuje z Andrzejem Orszulakiem, który jest takim współtwórcą tego, co się wydarzyło na przełomie kilkunastu lat. Cztery podejścia do awansów i cztery awanse czy też wychodzenie z trudnych sytuacji, kiedy trzeba uratować drużynę przed spadkiem.
 
W tych czasach człowiek ogarniał wiele kwestii sam. Prowadzenie treningów czy analizy, a teraz po raz pierwszy od tego sezonu pracuję w większym sztabie. Jest jeszcze Łukasz Czajka i Paweł Barylski. Ja po raz pierwszy w ujęciu tego półrocza pracuję tak, że pewne kwestie zatrzymuję dla siebie, ale też rozdzielam dla asystentów. Kiedy asystenci wprowadzą pewne zadania czy w grze obronnej czy w grze ofensywnej, to można trochę z boku stanąć i przyjrzeć się temu, co dzieje się w treningu. 
 
Dodatkowo nagrywamy każdy trening i można to dodatkowo przeanalizować i wyciągnąć wnioski. To jest postęp, ale czasami trudno mi się przyzwyczaić, że tę część muszę przekierować na asystentów. W tym kierunku jednak świat podąża.  
 

Kiereś: Jestem człowiekiem ambitnym i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa

- Panie Trenerze, cztery awanse, dwa razy utrzymuje Pan zespół w dość dramatycznych okolicznościach. Natomiast odnoszę wrażenie, że Pana praca jest trochę niedoceniania, chociażby przez pryzmat tej ostatniej rundy, gdzie pierwsze potknięcie i już zaczęła się nagonka. Skąd to się bierze? Czy ma Pan chęć udowodnienia opinii publicznej, że trener Kiereś to jest dobry fachowiec?
 
 - Myślę, że każdy ma swoją drogę podczas wyprawy życiowej w różnych dziecinach. Ci, którzy dochodzą na jakiś szczyt, tak naprawdę podążają przez takie momenty, gdzie jest wyboiście. Ja mocno to odczułem, że rzeczywiście tak jest. 
 
Siła mentalna i determinacja jest czymś, co w sobie mam i takim akcentem podążam i nie zrażam się. Myślę, że każdy może o innych osobach wyrazić swoje zdanie. Ja jestem człowiekiem ambitnym i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Staram się rozwijać i jeszcze sporo przede mną. 
 
 - Czuje Pan, że jest niedoceniany? Być może przez pryzmat słynnych filmików z Bełchatowa czy całej sytuacji, kiedy został Pan zwolniony na dziewiątym miejscu i wrócił na ostatnie trzy kolejki, jako pracownik klubu i spadł z GKS-em z ligi. 
 
- Na pewno to były trudne momenty, bo był to taki moment, kiedy prowadziłem GKS Bełchatów przez 2,5 roku z dobrymi wynikami. Będąc najmłodszym trenerem w Ekstraklasie, był to bardzo mocny okres. Ponad sto razy prowadziłem GKS Bełchatów i Górnik Łęczna. To są takie wyniki w historii klubów, że jako trener prowadziłem je najwięcej razy. 
 
To był trudny moment, gdzie robiłeś dobre wyniki, awansowałeś z GKS-em do Ekstraklasy. Byliśmy liderem, wiceliderem, a po 22. kolejkach nastąpiło zwolnienie i mocno mnie to bolało, tym bardziej, że byłem wychowankiem. Potem powrót na stanowisko w momencie, gdzie drużyna już nie była na dziewiątym tylko na szesnastym miejscu.
 
Zrzucenie na mnie tego wszystkiego, co się działo podczas mojej nieobecności było bolesne i zachwiało moją pozycją na rynku, którą musiałem systematycznie przez te lata odbudowywać. 
 
- Ostatni klub przed Stalą Mielec to Górnik Łęczna i dwa awanse i później zrezygnował Pan z pracy ze względu na zdrowie. Jak teraz z Pana zdrowiem?
 
- W Górniku Łęczna był bardzo fantastyczny okres, gdzie zdecydowałem się na ruch do 2 ligi. Ja traktuję propozycję 2 i 1 ligi jako jeden poziom, zależy jaki klub się po mnie zgłasza. Wiadomo, że Ekstraklasa to jest zupełnie inny wymiar. Wtedy wybrałem Górnika Łęczna kosztem ofert pierwszoligowych.
 
Był to fantastyczny czas. W dwa lata z 2 ligi do Ekstraklasy. Może trochę za szybko, bo też transportowaliśmy zawodników z trzeciego poziomu rozgrywkowego do Ekstraklasy, a to jest duży przeskok. Dla mnie to był też trudny czas, kiedy moja pozycja na rynku się odbudowała to doświadczyłem trudnej choroby. 
 
Sporo mnie kosztowała i przyszedł taki moment, gdzie musiałem powiedzieć pas i zająć się sobą. To był taki okres, który musiał nastąpić. Finał skutecznie skończył się dla mnie dobrze i pełen energii przyszedłem do Mielca. Miałem sporo werwy, żeby się zmierzyć z trudnym zadaniem, bo też przybycie do drużyny Stali, która w tamtym czasie miała dziewięć meczów bez zwycięstwa. Tak samo wypełnienie limitu młodzieżowca, gdzie miałem do dyspozycji jednego zdrowego. To też był nie lada wyczyn.

Kamil Kiereś: Nazywam się takim trenerem, który umie wykonywać zadania

- Po rezygnacji z pracy w Górniku Łęczna przez rok pozostawał Pan bez pracy. Z czego to wynikało?
 
- Po okresie pracy w Górniku Łęczna na brak ofert nie mogłem narzekać. Były to bardziej oferty pierwszoligowe, a moją ambicją było pozostać w Ekstraklasie. W pierwszym półroczu te oferty nie były finalizowane, ze względu na to, że poświęciłem ten czas na dokończenie tych spraw zdrowotnych. 
 
W drugim półroczy tej przerwy rozglądałem się za powrotem do pracy. Niektóre oferty nie zbiegły się z tym, co chciałem bądź nie potrafiliśmy się wspólnie dogadać. Teraz mija dziesiąty miesiąc mojej pracy w Mielcu i jestem bardzo zadowolony, że trafiłem do takiego środowiska i mogę się tutaj realizować.
 
- Jakby się Pan scharakteryzował jako trenera i jakby odpowiedział Pan na to, że przylgnęła taka łatka trenera defensywnego? Jak Pan się zmienił na przestrzeni lat jako trener?
 
- Nazywam się takim trenerem, który umie wykonywać zadania. Jeżeli podejmuję się gry o awans, to cztery awanse i nigdy nie zawiodłem. Sezon ma to do siebie, że zawsze można dużo mówić, dużo nakreślać. Też lubię futbol ofensywny. Tak jak zaczęliśmy sezon w Mielcu. Mecz z Zagłębiem Lubin, bramki, które tam zdobyliśmy, to były akcje wypracowane w pewnych strukturach ofensywnych. Mecz ze Śląskiem, gdzie prowadząc 1-0 nie cofnęliśmy się.
 
W następnych meczach kiedy przyszły porażki, to kiedy wychodzisz z trudnej sytuacji, to nie trzeba opowiadać bajek, że będziemy grać ofensywnie, tylko trzeba dać klubowi profity w postaci punktów. Jeżeli trzeba zagrać futbol bardziej bezpośredni, to trzeba tak zrobić. 
 
Nie jest tak, że jako drużyna nie staramy się grać ofensywnie. Jeżeli analizujemy bramki Stali Mielec, to my jesteśmy zespołem, który kilka bramek zdobył ze stałych fragmentów, a w skali innych drużyn jesteśmy jednym z bardziej skutecznych zespołów jeżeli chodzi o bramki z gry. 
 
Też patrzę na futbol ofensywny, ale jeżeli trzeba grać bardziej w defensywie to gramy. Też nie mamy takiej kadry, która jest zawsze w stanie dominować rywala. W naszej lidze jest coraz więcej obcokrajowców i myślę, że mają oni coraz więcej jakości. Perspektywa rywalizacji w Ekstraklasie nie wydaje się taka łatwo. 
 
 
- Jak będzie wyglądała Stal Mielec na wiosnę? 
 
- Mocno może to zależeć od rywala. My teraz na obozie przygotowywaliśmy się dwutorowo. Z jednej strony widzimy to zgrupowanie przez pryzmat meczu z Puszczą, ale z drugiej strony nie możemy pominąć pewnych aspektów, z których będziemy korzystać z innymi zespołami. 
 
Musimy być drużyną skuteczną, która będzie miała skuteczność w organizacji i będzie starała się tworzyć jak najwięcej akcji ofensywnych i je finalizować. 
 
Chcielibyśmy zaprezentować jak najwięcej aspektów ofensywnych i kreować wysoki pressing. Życie przyniesie w jakim stopniu będziemy mogli to realizować w Ekstraklasie na tle mocnych rywali. 
 
- Życzę powodzenia w rundzie wiosennej i zobaczymy w czerwcu, gdzie będzie Stal Mielec na koniec. 
 
- To, co przed nami to ta przyszłość, która musi być zweryfikowana. W piłce chodzi o tę wiarygodność i będziemy do tego dążyć, żeby potwierdzić to na boisku. Podstawowym celem jest utrzymanie, a celem bardziej ambitnym poprawić miejsce z poprzedniego sezonu, a także wypełnienie limitu młodzieżowca. Do zobaczenia na stadionie i mam nadzieję, że wspólnie z kibicami będziemy świętować dobre momenty. 
 
Rozmawiał Maciej Decowski-Niemiec

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 7

Rozwiąż działanie =

Duma Rzeszowa 1944 2024-02-02 09:35:45

Ja podziwiam tego gościa, że chce pracować w tak toksycznym środowisku jak Mielec. Pokonał Legię i Pogoń na wyjeździe. Skończył rundę na 11 miejscu z dosyć bezpieczną przewagą na strefą spadkową, a do tego przy niewielkich różnicach w tabeli jest szansa nawet i skończyć sezon w górnej połówce. W całej rundzie Stal miała tak naprawdę tylko 1 większy kryzys jak przegrała 4 mecze z rzędu i tyle. Poza tym punktowali bardzo przyzwoicie. Jak na klub z jednym z najmniejszych budżetów w lidze i kadrą, która przed sezonem na papierze wydawała się być ewidentnym kandydatem do spadku to facet wykręcił bardzo dużo. Trzeba być turbo odklejonym, żeby krytykować go. Około 80% innych trenerów w naszym kraju z takim potencjałem kadrowym jaki ma Stał pewnie skończyłaby w strefie spadkowej. Całe szczęście, że facet ma łeb na karku i nie przejmuje się mieleckim patusami, tylko po prostu robi swoje i robi to dobrze. Pytanie tylko czego oczekują te patusy? Chcą grać w pucharach? Przecież z tymi możliwościami finansowymi to każdy wynik lepszy niż strefa spadkowa jest sukcesem. Kiedy oni to wreszcie zrozumieją, że nigdy nie będą drugą Legią, Lechem czy Rakowem? Czas najwyższy się z tym pogodzić i zaakceptować swoje miejsce w szeregu. Z tym fatalnym zarządzaniem i ciągłymi rotacjami na ławce trenerskiej to cud, że w ogóle jeszcze są w ekstraklasie. Z drugiej strony wygląda na to, że Klimek w końcu zmądrzał i zatrzymał tę chorą karuzelę i wreszcie zaczyna to jakoś wyglądać. Ciekawe tylko ile ta normalność będzie trwała? Znając krótki zapłon tego prezesa możemy się tak naprawdę spodziewać wszystkiego. Czas pokaże czy Stal Mielec chce być klubem poważnym czy nie. Ode mnie tylko dobra rada, dajcie mu pracować, a dobrze na tym wyjdziecie. Od razu mówię, że potencjalne zwolnienie Kieresia skończy się spadkiem w tym, albo w następnym sezonie. Sami się przekonacie.

Do duma Rzeszowa 2024-02-02 11:15:47

Odczep się od Stali Mielec. Wy w tym Rzeszowie 50 lat czekacie na ekstraklase i doczekać się nie możecie. Gdzie wy macie sufit to my mamy podłoge

Duma Rzeszowa 1944 2024-02-02 13:55:53

Mordo, zapomniałeś już jak jeszcze nie dawno przez jakieś 15 lat kopaliście się po czołach w 4 lidze? Jak będziecie dalej zarządzać klubem tak jak teraz to powtórzycie scenariusz z lat 90. Czyli upadek, tworzenie klubu na nowo i znowu ugrzęźnięcie w ligach amatorskich na długie lata. Gdyby nie wsparcie PGE to pewnie dzisiaj gralibyście może max w 2 lidze. Kiedyś PGE wspierał GKS Bełchatów i też mieli eldorado, bo była ekstraklasa i w ogóle było fajnie. Jak tylko PGE zawinął się z Bełchatowa to klub od razu upadł i wylądował w 4 lidze, a dzisiaj próbuje wrócić choćby na szczebel centralny. Jak PGE się znudzi i odjedzie z Mielca to wy skończycie tak samo jak GKS. Tak więc trochę pokory życzę. Dzisiaj jest kasa, a jutro może jej już nie być. Ciesz się tą ekstraklasą póki możesz, bo w życiu nie ma nic pewnego.

Do duma 2024-02-02 14:32:09

Mordo, Stal Mielec ma praktycznie najmniejszy budżet w ekstraklasie i już 4 lata daje radę się utrzymać na tym poziomie. Więc pokory to w Rzeszowie brakuje. 70 lat gracie, ledwo jeden puchar Polski macie i 50 lat Ekstraklasę tylko w telewizji oglądacie. Tak samo 3-4 liga to Wasz poziom tylko prezes Kalisz trochę podciągnął ale to chyba szczyt możliwości z 1 liga

Duma Rzeszowa 1944 2024-02-02 16:45:50

Dzięki, właśnie potwierdziłeś moje słowa i przyznałeś mi rację. Doskonale zdaję sobie sprawę jak wyglądało ostatnie 30 lat w naszym klubie i mam więcej pokory do tego, w której lidze gramy. Olbrzymia w tym zasługa prezesa Kalisza, ale my mamy dokładny plan na klub w perspektywie najbliższych 10-15 lat. Dlatego nikt się za bardzo nie przejmuje tym, że jeszcze nas nie ma ekstraklasie. To wszystko wymaga czasu. Wy potrzebowaliście 4 lata aby wydostać się z 1 ligi. Jestem pewien, że nam dłużej to nie zajmie. Z kolei wy patrzycie tylko na to co tu i teraz. Nie ma w tym żadnego długofalowego planu. Dzisiaj może i macie ligę wyżej, ale jutro może być inaczej. Ekstraklasa nie jest dana na wieczność. Nawet Wisła czy Lechia, które należały do finansowej czołówki zaliczyły spadek.
Swoją drogą deprecjonowanie wygranego pucharu Polski to dosyć dziwny przykład z twojej strony. Do tej pory tylko 23 kluby zdobywało to trofeum, czyli jednak wcale takie proste to nie jest. Z tego co mi wiadomo wśród tych klubów Stali Mielec nie ma prawda? Zanim odbijesz piłeczkę o 2 mistrzostwach, przypomnę tylko, że idąc twoim tokiem rozumowania u was też tylko 2 mistrzostwa przez 85 lat to nie jest dużo, bo w sumie to jest wiele klubów, które zdobyło więcej tytułów od was. Trofeum to trofeum i należy każde docenić. Oczywiście mistrzostwo jest bardziej prestiżowe, ale puchar Polski to wcale nie są jakieś przypadkowe rozgrywki, które może wygrać każdy. Nawet Pogoń Szczecin będąca jednym z najwiekszych klubów w kraju, a już na pewno większym niż jakikolwiek podkarpacki klub nie wygrała do tej pory pucharu. Ponadto śmiejesz się, że nasze ostatnie sukcesy miały miejsce 50 lat temu, a weź mi przypomnij ile lat minęło od ostatniego mistrzostwa waszej Stali? Niezła hipokryzja z twojej strony.
Jeszcze raz więcej pokory i szanuj to co masz, bo nigdy nie wiesz co będzie jutro. Zwłaszcza w tak niestabilnym środowisku jak wasze.

Widz 2024-02-04 00:03:38

To jest najsłabiej przygotowany taktycznie trener w ex. Większość meczy w których punktowali było na wielkim farcie. Do tego mierny prezes dla którego ważne tabelki i gowno wynik finansowy . No i emeryci w składzie. To cala prawda o mielcu

pytam 2024-02-06 12:28:29

chyba nie jest az tak silnym jak nie chodzi na mecze druzyn akademii chyba ze ten malowany lalus z radomysla ukrywa przed nim ze Akdemia Stali Mielec istnieje ktora dyrektorek skutecznie niszczy

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij